poniedziałek, 30 lipca 2012

Niezbędnik Nastolatki

Autor: praca zbiorowa
Tytuł: Niezbędnik Nastolatki. Wszystko, co dziewczyny powinny wiedzieć, żeby być piękne, zdrowe i szczęśliwe
Wydawnictwo: Publicat 2010



Opis wydawnictwa:
"Zastanawiasz się, jak będzie wyglądała Twoja przyszłość, kiedy skończysz szkołę? Chcesz dowiedzieć się więcej o zdrowiu i kondycji fizycznej? Marzysz, by ubierać się modnie i niedrogo? Jeżeli tak, to w twojej torebce nie powinno zabraknąć Niezbędnika Nastolatki. Znajdziesz w nim mnóstwo informacji na każdy interesujący cię temat: właściwe odżywianie i sprawność fizyczna, moda i uroda, szkoła, egzaminy, przyszłość, przyjaźnie i związki, muzyka, film, telewizja."

Zupełnie nie wiem, co napisać o tej książce. Z jednej strony stanowi kompendium wiedzy dla nastolatek, a z drugiej tak naprawdę nie wnosi nic nowego, czego owe nastolatki nie wiedzą. Ot, wszystkie rady, które już dawno były wałkowane na wszystkie sposoby, zostały zebrane w jednej książce, bogato zilustrowane i wyłożone na półkach w księgarniach.

Oprócz porad i wskazówek znajdziemy tu też wiele ciekawostek dotyczących ludzi filmu, sportu czy muzyki, m.in. Justina Timberlake'a czy Kelly Holmes. Jednak większość (oprócz wyżej wymienionego piosenkarza czy paru innych przedstawionych tam sylwetek) była mi kompletnie nieznana i wolałabym raczej dowiedzieć się co nie co o osobach bardziej rozpoznawalnych, a nie o "gwiazdach", które zagrały ledwo w paru serialach i już są uznawane za wielkie i sławne osobistości...

Czepię się też tego, że nie wszystkie rady, jakie w książce zawarto, są prawdziwe czy przydatne (wybaczcie, ale nie wiem, jakim słowem to ująć). Przykład? Dział makijażu. Na jednej ze stron czytamy instrukcję malowania rzęs: zanurz szczoteczkę w tuszu i usuń jego nadmiar, przesuwając nią po krawędzi pojemniczka (str. 149). Wiecie, jak zareagowałaby na to makijażystka lub ktoś po prostu dobrze znający się na kosmetykach i make-upie? Złapałaby się za głowę! Wycieranie szczoteczki od tuszu do rzęs o krawędź opakowania powoduje, że ten specyfik zasycha i tworzą się grudki. Nie jestem jakąś specjalistką od spraw typowo urodowych, ale co nie co się w tym temacie orientuję.

Jak dla mnie, cała ta książka idealnie sprawdzi się na prezent dziewczynce wkraczającej w wiek nastoletni, a więc 11-13-letniej. Starsze, jak ja, nie znajdą tu dla siebie nic ciekawego. No, chyba że testy, które osobiście sama lubię rozwiązywać, bez względu na to, czego dotyczą i dla jakiej grupy wiekowej są przeznaczone. Jednak samych psychozabaw jest tu jak na lekarstwo. Może więc, jeśli szukamy poradnika dla nastolatek, warto lepiej rozejrzeć się po księgarskich półkach. Tego typu książek jest multum, więc okazja, że trafi się na naprawdę ciekawy egzemplarz, jest całkiem spora.

wtorek, 24 lipca 2012

FILM - Kochanie, poznaj moich kumpli


Tytuł polski: Kochanie, poznaj moich kumpli
Tytuł oryginalny: A Few Best Men
Rok: 2011
Reżyser: Stephan Elliott
Gatunek: komedia


W poszukiwaniu ciekawych filmów, które mogłabym zobaczyć w kinie (oprócz Epoki Lodowcowej 4), weszłam na stronę serwisu filmowego i obejrzałam kilka zwiastunów. Wśród paru premier moją uwagę zwrócił film o interesującym tytule i intrygującym opisie. Kochanie, poznaj moich kumpli zapowiadało się jako genialna komedia ze świetnymi rolami Xaviera Samuela (znanego z filmu Zaćmienie) i Krisa Marshalla (możliwe, że pamiętacie go z To właśnie miłość, bo tam... właśnie grał :)).

Zaczyna się dość niewinnie. David wraca z wakacji na wyspie Tuvalu i oznajmia swoim najlepszym kumplom, że zamierza wziąć ślub. Przyjaciele nie chcą przyjąć tego do wiadomości - no bo jak to: ŚLUB?! A co z wolnością, co ze wspólnymi wypadami, co z ich przyjaźnią? David nie zamierza jednak odwoływać wesela z powodu widzimisię kolegów. Jako że ma się ono odbyć w Australii, kilka dni później przyjaciele wylatują z Anglii. I do tamtej pory zaczyna się istne wariactwo.

Wizyta u dilera narkotyków, umalowana szminką owca w sypialni, teściowa na haju - to dopiero zwiastun tego, co będzie dziać się dalej. David poznaje rodzinę ukochanej Mii, i szczerze powiedziawszy, nie czuje się zbyt dobrze w tym towarzystwie. Ojciec-senator pragnie przekazać stanowisko córce, choć ta nie ma na to ochoty, siostra-lesbijka (ale czy aby na pewno? ;)) próbuje jeszcze odwieść Mię od pomysłu wyjścia za mąż, jedynie matka wydaje się tu całkiem normalna... do czasu (czytaj: do chwili, gdy, jak już pisałam, znajdzie się na haju).

Muszę wspomnieć o godnej uwagi grze dwóch aktorów, mianowicie Krisa Marshalla oraz Kevina Bishopa. Ten pierwszy jako Tom spisywał się świetnie, ten drugi, jako Graham - wprost genialnie! Bawił całą publiczność. Gdybym zasiadała w komisji jakiejś ważnej gali filmowej (Oscary, Złote Globy czy coś w ten deseń), przyznałabym mu nagrodę w pierwszej kolejności :)

Komedie, których akcja rozgrywa się podczas ślubu (ewentualnie przed nim lub po nim) cieszą się dużą popularnością. 27 sukienek, Mamma Mia!, Nawiedzona narzeczona, Cztery wesela i pogrzeb... Każdy film o podobnej tematyce okazywał się dużym sukcesem. Ale ja się nie dziwię - sama lubię takie filmy, i z pewnością jeszcze wiele osób ma podobnie. Komedie oglądam dość często i chętnie - uwielbiam się śmiać (i przy okazji zarażać tym innych ^^), uwielbiam, gdy mogę się rozerwać, zwłaszcza po ciężkim czy stresującym dniu, uwielbiam filmy lekkie i służące rozrywce. Ostatnimi czasy oglądałam nieco mniej telewizji, a do kina chodziłam bardzo rzadko (żeby nie powiedzieć: prawie wcale; jedynym filmem, który obejrzałam "niedawno" była "Bitwa warszawska 1920 3D", na który poszłam ze swoją klasą... ale to było jeszcze w ubiegłym roku). Dlatego też chętnie ostatnio wybrałam się na czwartą część kultowej Epoki Lodowcowej, a dwa dni później na Kochanie, poznaj moich kumpli. Zwariowani drużbowie sprawili, że śmiałam się niemal przy każdej scenie, a zwłaszcza tej po wieczorze kawalerskim - wtedy wręcz popłakałam się ze śmiechu (po czym przez jakąś minutę wycierałam łzy z oczu...).

Polecam, ja już dodałam ten film do ulubionych!

piątek, 20 lipca 2012

FILM - Epoka Lodowcowa 4: Wędrówka kontynentów 3D

Tytuł polski: Epoka Lodowcowa 4: Wędrówka kontynentów 3D
Tytuł oryginalny: Ice Age 4: Continental Drift
Rok: 2012
Reżyser: Steve Martino, Mike Thurmeier
Gatunek: animacja, komedia, przygodowy, familijny


Wybrałam się wczoraj do kina razem z Siostrą. Postanowiłyśmy obejrzeć kontynuację animowanego hitu Epoka lodowcowa, którego poprzednie części widziałyśmy odpowiednio w telewizji (pierwszą i drugą) oraz w kinie (trzecią). Miałyśmy to zrobić już w dniu premiery, kiedy to przypadały moje urodziny, i taki prezent chciałam sobie zrobić, ale zabrakło czasu. Dlatego obejrzałyśmy film dopiero wczoraj. Zwiastun zapowiadał całkiem ciekawe i zabawne widowisko. Czy czwarta już część kultowej serii dorównuje poprzednim?

Tym razem sympatyczni bohaterowie - mamut Maniek, leniwiec Sid i tygrys szablozębny Diego - muszą zmierzyć się z niebezpieczną wędrówką kontynentów. W wyobraźni reżyserów zainicjował ją nasz uroczy Wiewiór, który umieszczając orzech w dość kruchym miejscu spowodował pęknięcie lodu, a w konsekwencji również rozdzielenie jednego wielkiego kontynentu na kilka lądów. Oprócz tego wydarzenia, które może zagrozić przyszłości świata, córka Mańka szaleje za pewnym młodym mamutem, Sid zostaje zmuszony do opieki nad ekscentryczną babcią, a Diego... No właśnie, odważny i groźny tygrys-macho zakochuje się! W kim? To już musicie zobaczyć sami!

Jeszcze przed seansem zajrzałam na filmowy serwis i przeczytałam kilka opinii. Być może to zły pomysł, sugerować się czyimiś wrażeniami, bo przecież każdy z nas ma swój własny gust, ale zwykle tak robię (nawet przed sięgnięciem po jakąś książkę czasem czytam recenzje, by sprawdzić, czy jest warta uwagi). Kilka opinii okazało się negatywnych - ludzie pisali, że zawiedli się na filmie. Cóż, na szczęście pojawiły się tam również pozytywne rekomendacje, a ja i tak postanowiłam nie przejmować się tymi oceniającymi na minus, tylko polegać na sobie i własnej ocenie.

I dobrze zrobiłam.

Film rzeczywiście mógłby być lepszy/śmieszniejszy/ciekawszy, czy czego tam zabrakło wszystkim, którzy żałują, że go obejrzeli, ale i tak jest bardzo przyjemną i pełną humoru animacją. Czego oczekiwać więcej? W końcu film ten skierowany jest dla dzieci i one z pewnością będą się na nim dobrze bawić. Zdecydowanie na plus oceniam (jak zwykle) dubbing Cezarego Pazury w roli Sida, a także nową postać - babcię leniwca. Ta dość ekscentryczna i 'zdziwaczała' staruszka okazała się jedną z najlepszych bohaterek tej animacji. Ach, i jeszcze urocze, acz nieco głupkowate oposy i oczywiście Wiewiór! Technika 3D w tym przypadku nie odgrywa zbyt dużej roli, więc jeśli nie chcecie dopłacać do biletów lub po prostu nie lubicie oglądać filmów w trójwymiarze, bez żalu możecie ją sobie odpuścić. Jeśli miałabym natomiast podsumować Epokę lodowcową 4 trzema słowami, byłyby to: 'śmiech na sali'. Dosłownie!

Film polecam, i to jak najbardziej! Najlepiej wybierzcie się całą rodziną, bo nie ma nic lepszego, niż wspólny śmiech, a potem wymienianie wrażeń z filmu :)

Być może najlepszą rekomendacją okaże się dla Was to, że to nie tylko film dla dzieci, i mogę to stwierdzić z całą pewnością i odpowiedzialnością. I nawet poprę to stwierdzenie przykładem jednej osoby. Otóż obok mnie podczas seansu siedziała na oko trzydziestoletnia kobieta, która co chwila wybuchała śmiechem. I to dość specyficznym śmiechem, którym zarażała połowę widzów ;)

PS Jeśli obejrzycie czwartą część Epoki..., dajcie potem znać, czy się Wam podobała!

środa, 18 lipca 2012

Magdalena Lewańska - Tajemnica drewnianej sowy

Autor: Magdalena Lewańska
Tytuł: Tajemnica drewnianej sowy
Wydawnictwo: Stentor 2008


Wakacje trwają w najlepsze, część z Was pewnie powyjeżdżała, pozostali zaś spędzają wolny czas w domu. A gdyby tak... przeżyć najwspanialszą przygodę w życiu właśnie podczas wakacji? Na przykład... szukając skarbów? Niemożliwe? W takim razie koniecznie musicie poznać historię Klemensa i Marka - dwóch chłopców, dla których początkowo nudne wakacje zamieniły się w niesamowitą przygodę!

Opis wydawnictwa:

"To miały być kolejne nudne wakacje z rodzicami - banalne wczasy w ośrodku wypoczynkowym, beznadziejni letnicy, codzienne te same rozmowy przy śniadaniu... Klemens myślał już, że dłużej tego nie zniesie, gdy pewnego dnia w sąsiedztwie pojawia się jego rówieśnik Marek. A co może robić dwóch pomysłowych jedenastolatków, którzy chcą przeżyć prawdziwą wakacyjną przygodę? Najlepiej bawić się w poszukiwanie skarbów! Chłopcy nie przypuszczają jednak, że ta zabawa naprowadzi ich na trop autentycznego skarbu, z którym wiąże się dramatyczna historia z czasów wojny..."

Brzmi ciekawie?

Taka jest też ta książka! Pozornie może wydać się banalna i nudnawa - dwóch chłopców, którzy dopiero co się poznali, wyrusza na poszukiwanie skarbu. "Co w tym takiego ekscytującego?" - pomyślą niektórzy. Ano to, że nie dość, że ten skarb wcale nie został wymyślony, to jeszcze cała ta historia jest tak zgrabnie opowiedziana, że tylko autorce gratulować.

Początkowo poznajemy Klemensa Killiana, który nie może znieść tego, że zamiast wypoczywać w Hiszpanii, spędza wakacje w zwyczajnym domku letniskowym i okropnie się nudzi. Na szczęście pojawia się jego rówieśnik, Marek Rack, z którym chłopiec od razu znajduje wspólny język. Podczas wyprawy na Sowią Wieżę nowi koledzy poznają Alinkę - młodą kobietę latającą na motolotni. Ma ona dla nich pewne zadanie: muszą udać się do kościoła i rozejrzeć za czymś nietypowym. Tak rozpoczyna się poszukiwanie skarbu...

Tajemnica drewnianej sowy to książka, która zainteresuje nie tylko młodych czytelników. Jej największymi zaletami są: prosty język, interesujące opisy zgrabnie wplecione w fabułę i wartka akcja. Kolejne etapy poszukiwania skarbu obfitują w coraz to ciekawsze zdarzenia, a początkowe pojedyncze wskazówki wkrótce zaczynają układać się w całość. Bohaterowie również zostali wykreowani w sposób nietuzinkowy: obaj chłopcy są dość inteligentni, pastor Wendel miły, można wręcz powiedzieć również, iż jest lekkoduchem (wprost nie może doczekać się urlopu), Alinka dociekliwa i ambitna. Oprócz nich pojawia się również szereg innych postaci, które w mniejszy lub większy sposób przyczynią się do rozwikłania zagadki drewnianej sowy. Łącząc siły, można przecież osiągnąć więcej, niż w pojedynkę...

Wracają zaś do sowy - zwierzę to odgrywa w tej książce olbrzymią rolę. Symbol mądrości jest tutaj osią całej historii. Zaczyna się od Sowej Wieży, drzew w lesie posadzonych w kształcie tego ptaka, a nawet organowych piszczałek z jego wizerunkiem. A to dopiero początek: z czasem bowiem okaże się, że nieprzypadkowo w tej małej mieścinie sowa jest tak popularna.

Tajemnica drewnianej sowy to nie tylko interesująca historia o poszukiwaniu skarbów, lecz także opowieść z morałem. Niesprawiedliwe osądy i krzywdzące zarzuty to ostatnimi czasy chleb powszedni. Młodzi czytelnicy, którzy sięgną po tę książkę, z pewnością dużo się z niej nauczą.

Opowieść tę polecam wszystkim, którzy chcieliby w te wakacje przeżyć coś zupełnie niezwykłego: wystarczy najpierw zacząć od jej przeczytania, a potem po prostu... działać. Historia opowiedziana przez Magdalenę Lewańską z pewnością Was do czegoś zainspiruje: może do zrobienia czegoś kompletnie szalonego albo... do szukania skarbu. Nic nie jest przecież niemożliwe :)

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Stentor!

wtorek, 17 lipca 2012

FILM - Gnomeo i Julia

Tytuł polski: Gnomeo i Julia
Tytuł oryginalny: Gnomeo and Juliet
Rok: 2011
Reżyser: Kelly Asbury
Gatunek: animowane, komedia, fantasy, familijne, komedia romantyczna



Ależ dawno nie było u mnie recenzji filmu! Ostatnio pojawiają się tu tylko opinie książkowe, co z jednej strony mnie cieszy (bo czytam coraz więcej), a drugiej martwi, bo zapominam o głównej idei swojego bloga. Wszak to Książki i nie tylko, co znaczy, że musi się tu od czasu do czasu pojawiać coś innego, niż recenzje powieści. Dlatego dzisiaj proponuję, żebyśmy razem przenieśli się... do ogrodu, gdzie urzędują urocze krasnale. A dwoje z nich połączyła miłość ogromna niczym uczucie Romea i Julii. Ale, ale! Z paroma wyjątkami, oczywiście.

Główne role odgrywają tu oczywiście ogrodowe krasnale. Nie tworzą one jednak jednej wielkiej rodziny, co to, to nie! Ród Czerwonych i Niebieskich to odwieczni wrogowie, dla których bójki i potyczki to już codzienność. Wkroczenie na teren wroga (czytaj: do ogrodu sąsiada) skończyło by się źle. Co ciekawe, właściciele ogrodów i domów również nie darzą się nawzajem sympatią.

Julia krasnal jest całkowitym przeciwieństwem Julii szekspirowskiej. Uparta, zadziorna i przebojowa, a przy tym tak urocza i delikatna, że żaden krasnal jej się nie oprze. Gnomeo natomiast to szelmowski kawaler  z uwodzicielskim uśmiechem; wręcz idealny, nic więc dziwnego, że wzbudza zainteresowanie Julii. Jedyny problem polega na tym, że wywodzą się z wrogich sobie rodów. Czy odwieczny konflikt stanie na drodze rozkwitającemu uczuciu?

Ta nieco kiczowata ekranizacja niezmiernie mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Wprawdzie nie obawiałam się, że film okaże się nudnawą animacją, bo przeczuwałam, że będzie naprawdę dobry, ale zawsze to lepiej, gdy coś pozytywnie zaskoczy, niż rozczaruje. Co najbardziej przypadło mi do gustu?

Bohaterowie: najbardziej niesamowita była żaba imieniem Dżaneta, która swoim optymizmem, przezabawnymi tekstami i obsesją romantyzmu okazała się najlepszą postacią całego filmu. Genialny dubbing Olgi Omeljaniec! Polubiłam również zwariowanego flaminga, któremu głosu w polskiej wersji użyczył Cezary Pazura. Nie dość, że świetnie zdubbingował Sida w Epoce lodowcowej, to i tu również wykonał kawał dobrej roboty.

Muzyka: świetny dobór piosenek, gdy tylko słyszałam pierwsze nuty, noga sama zaczęła mi podskakiwać, jakby chciała tańczyć ;) I gdybym tylko znała dość dobrze teksty, od razu zaczęłabym śpiewać :)

Dowcip słowny: żarcików tu znajdziemy całkiem sporo, i dobrze, bo lubię, kiedy oglądając film, można się zdrowo pośmiać. A przy tej animacji wybuchy śmiechu wręcz gwarantowane.


Było o zaletach, teraz napiszę o wadach. Bo i takowe się tu znalazły. Do gustu nie przypadło mi kilka postaci, między innymi matka Gnomea i nadopiekuńczy ojciec Julii, a także Tybalt - czyli ten zły, który zawsze miał ochotę na potyczki z Niebieskimi. Szkoda też, że działo się w sumie niewiele. Gnomeo i Julia do gustu przypadnie zwłaszcza dzieciom, które prawdziwej historii słynnej miłości jeszcze nie znają. Kolorowy świat krasnali, gwarancja dobrego humoru, happy-end... Czego dzieciom więcej potrzeba do szczęścia, niż tak uroczego filmu animowanego? :)

... ale i starsi z pewnością nie będą się nudzić, oglądając ten film. W końcu komedii animowanych nigdy dość!

poniedziałek, 16 lipca 2012

Hanna Samson - Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu

Autor: Hanna Samson
Tytuł: Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu
Wydawnictwo: Czarna Owca


Zamierzałam wybrać się do kina na film pod tym samym tytułem, ale jakoś przeszedł mi koło nosa, a potem o nim zapomniałam. Kiedy jednak w bibliotece natknęłam się na książkową wersję (która była pierwsza), postanowiłam się z nią zapoznać. Moje oczekiwania co do niej nie były wygórowane: ot, z pewnością jest to lekkie czytadełko, które umili mi wakacyjny czas. Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłam...

Opis wydawnictwa:

"Dojrzała kobieta w stanie post-małżeńskim, z burzliwym życiem erotycznym, postanawia wyjść z zapaści finansowej, pisząc bezpruderyjne felietony o seksie. - To ty coś z tego pamiętasz? - pyta ją z dwudziestoparoletnią naiwnością córka. Nie może wiedzieć, że to, co wie jej mama, wywoła największą z dotychczasowych rewolucji seksualnych..."

Jak się pewnie domyślacie, czytając opis - pewnie w tej książce dużo jest erotyki. Macie rację. A ja się zastanawiam - czy nie za dużo. Bo seks tam znajdziemy na każdej stronie (pomiędzy gorącymi scenami z sypialni poznamy natomiast myśli, spostrzeżenia i narzekania bohaterki... na ten sam temat), jakby główna bohaterka nie miała co robić. No bo praktycznie nie ma: samotna matka z dwudziestoparoletnią córką, pustą lodówką i zalegającą w księgarniach książką własnego autorstwa, zdaje się wegetować. Ale za to jak bogate ma życie erotyczne!

Muszę być szczera i będę szczera. Kiedy ostatnio obrzucałam mięsem "Klarę" Izy Kuny, miałam nadzieję, że książka, po którą sięgnę w następnej kolejności, poprawi mi nieco humor po tym dość nieprzyjemnym spotkaniu. A tu kolejny zawód! Chyba mi się jeszcze nie zdarzyło, żebym pod rząd przeczytała tak słabe i nic do naszego życia niewnoszące książki. No właśnie, przeczytała... Wojny żeńsko-męskiej nie doczytałam. Pornografia słowna wylewająca się z tej książki strumieniami zbulwersowała mnie totalnie - na tyle, żebym bez żalu odłożyła to czytadło pozbawione sensu. I może wyda się to absurdalne, ale wolałabym zrobić sobie przerwę od książek na, powiedzmy, trzy lata, niż czytać takie gnioty.

Powiedzieć, że ta książka mnie zniesmaczyła, zbulwersowała i zszokowała to zdecydowanie za mało. Opisy kipiące od erotycznych uniesień i wulgaryzmów są tak okropne, że mam wrażenie, iż literatura zacznie niedługo schodzić na psy. Ta książka nie mieści się w granicach dobrego smaku. Ona je przekracza o kilometry, co ja mówię, o mile! Wstydzę się, że w ogóle po nią sięgnęłam. Tak, naprawdę się tego wstydzę. Pamiętacie wyzwanie 30 dni z książkami? W jednym z pytań pojawiło się takie hasło: książka, której przeczytania bardzo żałujesz. Napisałam wtedy, że nie żałuję przeczytania żadnej książki, nawet jeśli zdarzyło się jakieś rozczarowanie, bo (prawie) każda niesie ze sobą jakąś wartość. Cóż, gdybym była wtedy po lekturze Wojny..., nie miałabym problemu z odpowiedzią na to pytanie.

Nie znajduję w tej książce absolutnie NIC wartościowego. Zdarzają się lektury typowo dla relaksu, kiedy ich jedyną funkcją jest po prostu gwarancja mile spędzonego czasu. Ale książka ta nawet tego nam nie gwarantuje. A więc krótko, zwięźle i na temat: STANOWCZO ODRADZAM!

piątek, 13 lipca 2012

Izabela Kuna - Klara

Autor: Izabela Kuna
Tytuł: Klara
Wydawnictwo: Świat Książki 2010


Wyznaję taki pogląd, że celebryci nie powinni zabierać się za pisanie książek. Zwykle wychodzi z tego jakieś kompletne nieporozumienie czyli gniot, pseudo-dziełko reklamowane znanym nazwiskiem. Miałam nadzieję, że Klara lubianej przeze mnie aktorki Izy Kuny okaże się wyjątkiem, że mi się spodoba, że mnie zaskoczy (pozytywnie) i że tamten pogląd będę mogła schować do kieszeni. Cóż, nadzieja jest matką głupich...

Opis wydawnictwa:

"Nie znacie Klary? Niemożliwe! Po ulicach chodzą ich tysiące...

Klara nie ma męża ani dzieci. Za to ma prawie czterdzieści lat, żonatego kochanka, rzygającego kota i niewyparzony język. Wciąż się odgraża, że umrze i nie umiera. Kłóci się z matką i godzi. Odchodzi od ukochanego Aleksa i wraca. Upija się z Wronką i trzeźwieje, by znów szukać szczęścia. Czy jej życie to jedna wielka pomyłka?"

Cóż, może nie znam odpowiedzi na to akurat pytanie, ale wiem coś innego. Ta książka to jedna wielka pomyłka.

Bohaterowie są do bólu nudni i schematyczni. Klara ciągle pije, płacze i rozmawia z kotem. Aleks obiecuje rozwód z żoną i przeprasza Klarę. Matka czterdziestolatki narzeka, że wkrótce umrze i że jej córka nie ma dla niej czasu. Aha, są jeszcze przyjaciele Klary i parę innych bohaterów, którzy większego wpływu na fabułę nie mają. I pojawiają się tylko epizodycznie. W całym tym towarzystwie nie ma ani jednej postaci, która by mnie czymś zainteresowała czy sprawiła, że z samego względu na nią oceniłabym wyżej tę powieść.

Chyba jeszcze w żadnej książce nie spotkałam się z takim natłokiem wulgaryzmów. Ja rozumiem, że parę przekleństw nie zaszkodzi, bo każdemu się czasem z ust wyrwie (mnie również), ale żeby z co drugiego zdania wyzierało takie chamstwo? No bez przesady. Mnie to drażni niemiłosiernie.

Ponadto nie rozumiem intencji autorki. To znaczy, pewnie chciała coś udowodnić, pisząc tak nieschematyczną książkę, ale po co? Rzadko się zdarza, żebym obrzucała książkę mięsem i mieszała z błotem, ale tym razem nie mogę się powstrzymać. A może po prostu do tej książki trzeba dorosnąć? Dojrzeć? Albo być czterdziestoletnią kobietą - singielką, żeby ją zrozumieć?

Jednego tylko nie można tej książce odmówić. Że jest do bólu szczera, prawdziwa, że bez cukru i lukru przedstawia życie czterdziestoletniej kobiety. Jest trochę śmiechu i trochę płaczu. Trochę złości i żalu. Trochę filozofii i zwykłych pogaduszek przy koniaku. Taka autentyczność, ostry dowcip i nielukrowana rzeczywistość przypadły mi do gustu, jednak to wszystko, co w tej książce mogę ocenić na plus...

Szkoda, że Klara wybroniła się tylko tą szczerością zawartą w powieści. Ale ileż to już takich książek o prawdziwym życiu powstało? Można wymieniać godzinami, ale nie o to tu chodzi. W dziesięciopunktowej skali dałam dwójkę za tę autentyczność. Niczego więcej pozytywnego nie mogę się tu dopatrzeć. Niestety, nawet okładka jest okropna...

czwartek, 5 lipca 2012

Mathias Malzieu - Mechanizm serca

Autor: Mathias Malzieu
Tytuł: Mechanizm serca
Wydawnictwo: Świat Książki 2010


16 kwietnia 1874 roku. Najzimniejszy dzień w dziejach ludzkości. Tego dnia w Edynburgu na świat przychodzi chłopiec. Jego matka jest zbyt młoda, by mogła się nim opiekować. Poród odbiera uważana za wariatkę dość ekscentryczna akuszerka, doktor Madeleine, znana z pomocy wszystkim, którzy jej potrzebują. Zbyt niska temperatura sprawia jednak, że serce dziecka zamarza. Doktor Madeleine wykonuje wówczas skomplikowaną operację, wszczepiając malcowi drewniany zegar z kukułką, czym ratuje mu życie. Od tej pory Jack, bo takie otrzymuje imię, musi unikać nadmiernych emocji, szczególnie miłości - nigdy nie wolno mu się zakochać. Przez dziesięć lat zadanie się udaje. Ale po tym czasie chłopiec spotyka Miss Acacię - słabo widzącą małą śpiewaczkę, w której zakochuje się bez pamięci. Gdy dziewczynka znika bez śladu, Jack z różnym skutkiem próbuje ją odnaleźć. Nic jednak nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać...

Mechanizm serca to opowieść, która mimo że rozpoczyna się najzimniejszego dnia w dziejach świata, niesamowicie rozgrzała moje serce. Mały Jack, który przez swoje drewniane serce był odrzucany najpierw przez pary szukające dziecka do adopcji, potem przez rówieśników, dorastał u Doktor Madeleine, której nie dane było mieć własne potomstwo. Z każdym dniem chłopiec przekonywał się, jak akuszerka bardzo go kochała, a jednocześnie na jak wiele mu zabraniała.

Po pierwsze, nie dotykaj wskazówek. Po drugie, opanuj złość. Po trzecie, nigdy, przenigdy nie zakochaj się. Wtedy bowiem duża wskazówka na zawsze przebije Ci skórę, Twoje kości rozsypią się, a mechanizm serce znowu pęknie. (str. 32)

Spotkanie małej śpiewaczki okazało się przełomem w jego życiu. Pomyślicie: cóż mały chłopiec, w dodatku z zegarem zamiast serca, może wiedzieć o miłości? No właśnie, czy wystarczyłaby miłość przez lata przekazywana mu przez Doktor Madeleine? Jack zmuszony do ucieczki po pewnym wydarzeniu, wyrusza w podróż, podczas której zamierza odnaleźć Miss Acacię. I tak, napędzany pożądaniem, gna przez kolejne kraje, poszukując ukochanej. Brzmi baśniowo? Tak właśnie ma być, to cały urok tej książki.

Ha, mimo wszystko nie mogę nie wspomnieć o pewnej dość irytującej mnie w tej książce - choć na szczęście jedynej - sprawie. Otóż, nasz bohater w wieku lat piętnastu przeżywa już swoje pierwsze miłosne uniesienia. Wiadomo jakie, prawda? Cóż, baśń baśnią (w dodatku na okładce zaznaczono, że dla dorosłych), ale takie rzeczy czasem po prostu drażnią. Tak też było w moim przypadku, i ilekroć natykałam się na momenty erotyczne (mhm, było kilka takich - wprawdzie całkiem niewiele, ale jednak), przymykałam na to oko i próbowałam zignorować fakt, iż w dzisiejszych czasach byłoby to po prostu karalne.

Baśnie należą do mojego ulubionego gatunku literackiego (oprócz literatury podróżniczej i wszelkiej mitologii to właśnie je darzę największą sympatią). Książka, o której opowiadam, może nie należy w całości do tego rodzaju powieści - zawiera bowiem zarówno elementy fantastyczne, jak i całkiem realistyczne.

Rzut oka na okładkę wystarczy, by się nią zauroczyć. Ja pozostaję pod wrażeniem całej książki. Jak już wspominałam, niesamowicie rozgrzała moje serce. Polecam każdemu, kto chciałby się przekonać, jak chłopiec z zegarem zamiast serca uczy się kochać i poszukuje szczęścia. Czy je odnajdzie w ramionach ukochanej? O tym musicie już przekonać się sami, sięgając po tę opowieść utrzymaną w baśniowej scenerii.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Marcel Pagnol - Czas tajemnic


Autor: Marcel Pagnol
Tytuł: Czas tajemnic
Wydawnictwo: Esprit 2011

Oto mamy już wakacje... podobnie jak mały Marcel, bohater kolejnej części wspomnień z dzieciństwa popularnego we Francji autora o nazwisku Pagnol. Chociaż powiedzieć o nim "mały" to pewne nieporozumienie. Marcel ma już bowiem prawie jedenaście lat, a co za tym idzie, jest dorastającym młodzieńcem. Jego przyjaciel Lili również dojrzewa, i nie ma już tak wiele czasu na zabawę, gdyż pomaga swojemu ojcu w codziennej pracy.

Pewnego dnia Marcel udaje się na poletko w dolinie po tymianek dla swojej mamy. Na swej drodze spotyka śliczną, aczkolwiek wyrachowaną i początkowo dość chłodno nastawioną dziewczynkę, której na imię Izabella. Mimo że osóbka ta wywiera na nim raczej negatywne wrażenie, z czasem Marcel zaczyna się do niej przekonywać. Pierwszym krokiem ku przyjaźni jest odprowadzenie dziewczynki do domu, bo, jak to ujęła ona sama, jeśli chłopiec jest uprzejmy, to nie zostawia panienki w tak niebezpiecznym miejscu (str. 84). Jednak czy tylko o przyjaźń tu chodzi? Młody Pagnol przeżywa bowiem swoje pierwsze młodzieńcze zauroczenie...

Po wakacjach przychodzi natomiast czas na nową szkołę. Marcel idzie do liceum, gdzie poznaje nowych kolegów i nauczycieli (o, przepraszam, profesorów), i uczestniczy w wielu, zarówno zabawnych, jak i innych, dość nietypowych zdarzeniach. Ale początkowa radość i pewność siebie szybko zmienia się w niepokój - no bo co ma zrobić chłopiec, który chciał uszczęśliwić swojego ojca, przynosząc ze szkoły dobre nowiny, kiedy biuletyny semestralne są dość dużym rozczarowaniem dla całej rodziny...

I znów przenosimy się do Francji, gdzie Marcel Pagnol kontynuuje opowiadanie historii swojego dzieciństwa. Przywołuje zdarzenia pełne i humoru - na przykład próby golenia głowy siostrzyczki chłopca - i melancholii -  gdy chory dziadek zażyczył sobie, by odwiedziła go rodzina. Każda z opowieści jest snuta z pasją, lekkością i świeżością. Aż się zdziwiłam, jaką ten autor musiał mieć pamięć, by przywołać każde zdarzenie i z takim realizmem opisać je w książce! Dodatkowo pisarz wspomina również wiele wydarzeń z życia ukochanych dziadków, a historiom tym towarzyszy jedna z najważniejszych w życiu wartości, jaką jest siła miłości.

To właśnie Czas tajemnic zdecydowanie bardziej podobał mi się od poprzedniej części wspomnień Pagnola, tj. "Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki". Książka z nowymi przygodami chłopca okazała się jeszcze bardziej wciągająca, zaskakująca, rozweselająca, a chwilami nawet wzruszająca. To idealna lektura właśnie na te upalne dni, kiedy możemy poczuć klimat Francji, a opisy autora ocierające się o majstersztyk pomogą nam się do niej przenieść...

Powieści Marcela Pagnola zaliczają się do tych, o których nie da się łatwo zapomnieć. Bo, po pierwsze, niesamowicie oddziałują na wyobraźnię. Po drugie, oczarowują czytelnika, zarzucając na niego sieć, z której trudno się wyplątać. A po trzecie - bo przecież jak tu nie dać się porwać tej belle France, krainie czerwonego wina i plantacji lawendy?

Czym prędzej wpiszcie tę książkę na listę "chcę przeczytać", jeśli nadal jeszcze macie ją przed sobą!


Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Esprit!