wtorek, 4 września 2012

Julie Kagawa - Żelazny Król

Autor: Julie Kagawa
Tytuł: Żelazny Król
Wydawnictwo: Amber 2011
Ilość stron: 352
Cena detaliczna: 35, 80 zł

Wszechobecne ochy i achy na temat danej książki mogą sprawić, że wzrosną nasze oczekiwania co do niej, i jeśli się nam ona nie spodoba - będziemy zawiedzeni. Pierwsza część serii Żelazny Dwór swego czasu była tak wychwalana, że nastawiłam się na powieść oryginalną, ciekawą, frapującą i wciągającą. Czy okazała się taka naprawdę - o tym za chwilę ;) Na początek przybliżę krótko fabułę...

Bohaterką jest szesnastoletnia, całkiem zwyczajna dziewczyna. Motyw powielany nieskończoną ilość razy, wałkowany na wszystkie możliwe sposoby, a wciąż figurujący w literaturze skierowanej zwłaszcza do młodzieży. Oczywiście okazuje się potem, że dziewczyna ta wcale nie jest taka zwyczajna, jak jej (i wszystkim innym) się do tej pory wydawało. Również w przypadku Meghan, bo tak brzmi imię naszej bohaterki, okazuje się, że pisane jest zupełnie co innego niż życie w świecie zwykłych ludzi...

Próżno tu szukać wampirów czy wilkołaków, które sieją teraz prawdziwy zamęt w literaturze i niektórzy mają ich już całkowicie dość (jak ja). Julie Kagawa postanowiła stworzyć świat zamieszkiwany przez... elfy. Brzmi bajkowo? Cóż, elfy wykreowane przez tę autorkę wcale nie są słodkimi i uroczymi latającymi stworzonkami sypiącymi złotym pyłkiem. W Żelaznym Królu spotkamy natomiast elfy niewiele różniące się od ludzi, a niektóre z nich są nawet... krwiożercze.

W swojej powieści autorka połączyła wątki Opowieści z Narnii, Snu nocy letniej oraz Alicji w krainie czarów. Niestety, nie spodobało mi się to. Uważam, że można bardziej się wysilić, niż tylko wysyłać bohaterkę do magicznej krainy przez szafę, a potem mianować jej swego rodzaju kompanem kota, który umie stawać się niewidzialny. Oczekiwałam nieco więcej oryginalności, a nie czegoś, co można wręcz nazwać kopiowaniem tego, co się sprzedało. No i jeszcze te błędy interpunkcyjne i literówki... Wyłapałam ich całkiem sporo, co niestety podziałało na niekorzyść całego wydania. Ale to już nie wina autorki.

Niewątpliwymi atutami powieści są: interesująca fabuła, opisy (nie za długie, interesujące, bogate w wiele określeń, które działają na naszą wyobraźnię) i bohaterowie. Co do tych ostatnich - oczywiście nie wszyscy. Większość tych, którzy przypadli mi do gustu, są płci męskiej. Pierwszy - kot Grimalkin. Ironiczny, spostrzegawczy, sarkastyczny. Bardzo mile czytało mi się fragmenty, w których występował. Drugi - Puk (zwany również Robbie'm i Robinem). Zabawny, również dość ironiczny, a przy tym opiekuńczy. I wreszcie Ash - ulubieniec chyba wszystkich czytelniczek tej serii - w tym mój, przyznaję się bez bicia xD. Wszak każda z nas marzy o odważnym rycerzu na białym koniu, nieprawdaż? ;-)

Podsumowując, książka nie oczarowała mnie na tyle, bym mogła przyznać jej maksymalną ocenę, ale była na tyle dobra, że zasłużyła na mocną ósemkę :)

Książkę pożyczyłam od Ciarolki, bardzo dziękuję! ♥