poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jej biodra nie kłamią ("Shakira. Bose stopy, białe sny" Reyes Salvador Román, Kamil Misiek).


W tle właśnie pobrzmiewają piosenki z płyty "Sale El Sol", specjalnie włączonej przy okazji pisania recenzji biografii kolumbijskiej artystki, Shakiry. To kobieta niesamowita. Doszłam do tego wniosku pod koniec czytania książki: "Shakira. Bose stopy, białe sny". Działalność charytatywna, stronienie od rozgłosu, tworzenie nowych piosenek, zamiast brylowania na salonach, co powinno być priorytetem dla każdego wokalisty... Naprawdę jest za co ją podziwiać.

Jednak początki Shakiry nie były tak różowe. W dzieciństwie jej rodzinę dotknęła tragedia oraz krach finansowy. Jej kariera muzyczna nie wzięła się z kosmosu, artystka musiała wiele pracować, aby osiągnąć sukces. Jak sama przyznawała:

"Był to jeden z najbardziej wykańczających momentów w moim życiu. Płakałam po nocach, myśląc, że nie będę w stanie osiągnąć sukcesu."*

Obecnie Shakira nie musi narzekać na brak zainteresowania, nie tylko w kwestiach czysto zawodowych, lecz również jeśli chodzi o życie prywatne, za sprawą związku ze znanym piłkarzem drużyny FC Barcelony, Gerardem Piqué.

Biografia Shakiry to rzetelnie przygotowana i dopracowana publikacja, której ogromny atut stanowią fotografie. Zabrakło mi tylko zdjęć z okresu dzieciństwa, a skoro już przy tym okresie życia artystki jesteśmy, to chciałabym dowiedzieć się więcej o czasie, który spędziła u krewnych w Los Angeles. W książce znajduje się tylko jednozdaniowa wzmianka informująca, że Shakira została tam wysłana, by oszczędzić jej zmartwień spowodowanych bankructwem rodzinnego biznesu. W życiu zawodowym artystki pojawiało się wiele plotek, i o tych mniej lub bardziej znanych skandalach również w tej książce przeczytamy. Mimo tego nie jest to relacja rodem z plotkarskiego portalu, jakich pełno, lecz dokładnie przedstawiony problem. Ten optymalny dystans między scharakteryzowaniem czegoś, co wzbudzałoby kontrowersje, a zamianą w donosiciela niskiej klasy brukowca został zachowany i autor (a właściwie autorzy, bo ostatni rozdział o macierzyństwie Shakiry został napisany przez Polaka, Kamila Miśka) nie zniża się do poziomu "sensacji za pieniądze".

Jeśli daliście się porwać urokowi tej artystki... Jeśli intryguje Was jej oryginalna, jakże ciekawa, barwa głosu... Jeśli Wasza reakcja na jej taniec bioder przypomina: "Wow, jak ona to robi?"... Jeśli kiedykolwiek w życiu próbowaliście tańczyć "Waka Waka"... To w świątecznej gonitwie znajdźcie chwilę czasu, udajcie się do najbliższej księgarni, zakupcie sobie tę biografię i włóżcie pod choinkę. Taki prezent od Was dla Was. (Czemu nie?). Dlaczego? Bo warto!

Shakira. Bose stopy, białe sny, Reyes Salvador Román, Kamil Misiek,

Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Panu Oskarowi z Wydawnictwa SQN!

____
* Cytat pochodzi z książki: "Shakira. Bose stopy, białe sny" (tytuł oryginalny: Shakira. Así es su vida), aut. Reyes Salvadon Román, Kamil Misiek, tłum. Barbara Bardadyn, Wydawnictwo IUVI, 2013, str. 28.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zielone światło dla zdrowego stylu życia ("Sposoby na zdrowy styl życia według Mai Sablewskiej. Zamień białe na zielone", Maja Sablewska).

 
Nie prowadzę zdrowego trybu życia. Wiedziałam to już od dawna, ale ten poradnik jeszcze bardziej uświadomił mi ten wstydliwy fakt. Uwielbiam śmieciowe jedzenie, chodzę ostatnio spać bardzo późno i gdybym mogła, chętnie zgromadziłabym w pokoju zapasy słodyczy i niezdrowych przekąsek. Gdybym miała stosować się do wszystkich zaleceń wymienionych w niniejszej książce, musiałabym zrezygnować z 99% procent swoich przyzwyczajeń... Choć poradnik ten tyczy się nie tylko zdrowego trybu życia, ale również tego, jak schudnąć. Jedno z drugim się wiąże. Lecz mi bardziej przyda się złapanie kilku kilogramów, niż ich zrzucenie. Ot, chudzinka ze mnie.
 
Co składa się na zdrowy styl życia? Przede wszystkim szczególne zalecenia żywieniowe, ale do nich dołącza także optymalna ilość snu, codzienny wysiłek fizyczny, relaks i odpowiednia pora na wypróżnienie. Życie pod ciągłymi zasadami nie jest mi jednak na rękę. Nie lubię rozkazów, nakazów, zakazów. Gdybym miała co chwila kontrolować swój apetyt czy unikać, dajmy na to, produktów z cukrem, to chyba bym oszalała. Na takiej "diecie" nie wytrzymałabym dłużej niż pięć minut.
 
Ale książka ta nie nawołuje ślepo do zmiany stylu życia. Maja przekształciła zasady tak, by pasowały do niej, do jej stylu życia i upodobań - oczywiście, że zachowała te najważniejsze nakazy, ale też, na przykład, nie zrezygnowała z popijania ulubionej kawy. Książka zawiera także różne sposoby i przepisy na śniadanie i obiad (bo jedzenie kolacji Maja odradza). Fajnie. Maja podzieliła się także swoją historią, dając przykład, że zmiana stylu życia na zdrowy daje efekty. Też fajnie. I przede wszystkim niniejszy poradnik jest tak kolorowy i tyle w nim zdjęć... Fajnie. Choć z drugiej strony - ilość fotografii nieco przytłacza. Należę do wzrokowców, a wzrokowców zawsze cieszą zdjęcia, rysunki, ciekawa oprawa graficzna i tak dalej... Ale szesnaście stron pod rząd (liczyłam) fotografii przedstawiających Maję z warzywami, Maję z owocami, Maję z czymś, co przypomina suszone wodorosty (nie mam pojęcia, co to jest, tylko zgaduję) czy słoikiem z naklejoną kartką z napisem "100% LIPA" i rysunkiem jakiegoś kłosa (że niby to jest to drzewo?)... No właśnie. Trochę lipa.

Najnudniejszym chyba rozdziałem był ten przedostatni. Znajdują się w nim porady ludzi, którzy wspierają Maję - między innymi pani dietetyk czy lekarza medycyny estetycznej. Są to znane, wałkowane niemal wszędzie i rozbijane na części pierwsze tematy... Co do języka - jest nieskomplikowany, przystępny, jakby autorka po prostu mówiła do czytelnika. Jednak chwilami miałam wrażenie, że może jednak jest zbyt prosty.
 
Ogólnie odebrałam tę książkę pozytywnie, oprócz wytykanych tu i ówdzie wad. Mam nadzieję, że przynajmniej część porad i zaleceń w niej zawartych wprowadzę do swojego życia. Zdrowo żyć = żyć dłużej!

Sposoby na zdrowy styl życia według Mai Sablewskiej. Zamień białe na zielone, Maja Sablewska
Wydawnictwo G+J, 2013
 
Książkę pożyczyłam od Ciarolki, bardzo dziękuję za możliwość jej przeczytania! :).

piątek, 6 grudnia 2013

Zimowo mi... + FOTO.



Ach, zima... Lubię ją. Ma w sobie coś takiego tajemniczego, emocjonującego i budzącego grozę zarazem. No i te długie wieczory... I Święta... Tak, zdecydowanie lubię zimę. Co nie znaczy, że akceptuję ją ze wszystkim, co przynosi. Na ścinający mróz, huczący groźnie wśród gałęzi drzew wiatr i śnieg sypiący prosto w twarz można jednak znaleźć sposoby.




Zimowym niezbędnikiem chyba wszystkich moli książkowych jest zbiór następujących wiktuałów:

a) koc / kołdra - do wyboru, do koloru, byleby grzało!;
b) kubek z gorącą herbatą / kawą / czekoladą - to już zależy od gustu smakoszy, bo przecież jeden lubi herbatkę z cytrynką, inny caffe latte czy jakieś espresso, a jeszcze inny przepada za Milką w wersji pitnej;
c) i oczywiście coś, bez czego nie można wręcz się obyć, czyli... książka. Tak. To jest to. Nieważne, czy jakieś zakurzone, opasłe tomisko, czy pachnący nowością i jeszcze ciepły egzemplarz z drukarni. Książka może być idealną alternatywą dla wyjścia na dwór w chociażby tak zimny dzień jak dzisiaj (u Was też szaleje Ksawery? :-)), ale również dla nieuczenia się biologii, odrobienia pracy domowej, spania... No, chyba że, tak jak ja, większość czasu spędzacie przed komputerem.


Oczywiście, czym byłby zimowy niezbędnik mola książkowego bez pewnej uroczej istoty, którą większość z nas, jak wynikło z  moich obserwacji, posiada w domu. Panie i Panowie, mowa oczywiście o... kocie. Ten mający nas czasem w ogonie osobnik potrafi wtulić się w okolice naszej szyi, naśladując dźwięk traktora, czym jednocześnie denerwuje swojego właściciela ("Czy on może być już cicho?") i rozczula go ("Ojejku, jaki kochaś, och, maleństwo, awww").



Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o mikołajkach. A raczej o pewnej niespodziance, jaka czekała na mnie na biurku po powrocie ze szkoły (bo prezentami nie będę się chwalić, chyba nie wypada ;-)). Była to paczka od Wydawnictwa Sine Qua Non, które ma idealne wręcz wyczucie czasu - książki do recenzji przybyły do mnie jak prezenty mikołajkowe :-). Nie muszę ukrywać, że cieszyłam się jak głupia. A co było w paczce? Zobaczyć możecie tu: klik.


A do Was przyszedł dziś Mikołaj... czy Ksawery? :-D.
Pozdrawiam mikołajkowo!

Pozować każdy może... niedługo na poważnie zabiorę się za tę książkę!

EDIT: Więcej zdjęć? Zapraszam na mój profil na Instagramie!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Sprawdź się! ("Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?", William Poundstone).


No! Teraz to ja jestem przygotowana! Gdy już zdam maturę (tak, tak, marzyć to ja mogę, zwłaszcza teraz, gdy całą reformę pozmieniano, a mój rocznik jest z gatunku tych królików doświadczalnych), potem pójdę na studia i zostanę magistrem... a najlepiej doktorem czegośtam, a następnie wybiorę się na rozmowę kwalifikacyjną, to nic mnie już nie zaskoczy.

No dobra, chyba, że zadane zostanie mi takie pytanie:

"Masz przed sobą zegar analogowy ze wskazówką sekundową. Ile razy dziennie wszystkie trzy wskazówki zegara nachodzą na siebie?"*

Albo takie:

"Posłuż się językiem oprogramowania, żeby opisać kurczaka"**

Wtedy może być kiepsko. Ale książka Williama Poundstone'a to prawdziwa kopalnia informacji na temat rozmów kwalifikacyjnych (nie tylko w Google), a przede wszystkim także technik i sposobów rozwiązania zadań i odpowiedzenia na pytania zadawane podczas tychże rozmów. A trzeba przyznać, że poprzeczka stoi wysoko. Bardzo wysoko. Mi samej udało się wykombinować odpowiedź zaledwie na jedno spośród tylu zawartych w tej książce przykładowych zadań. Ale teraz, gdyby popatrzeć na nie przez pryzmat doświadczenia i wiedzy, jakie nabyłam po lekturze, nie wydają się one takie straszne.

A poza nimi i obszernym rozdziałem poświęconym odpowiedziom, Poundstone ze swadą i humorem opowiada o tym, jak to się pracuje w Google czy siedzibie Facebooka (można tam przychodzić z własnym psem!), kto wymyślił wszelakie łamigłówki (i ich rozwiązania) oraz co bada dane zadanie. Jednym z najbardziej interesujących rozdziałów w niniejszej książce jest ten pt. "Praktyczny poradnik dotyczący podchwytliwych pytań zadawanych podczas rozmów o pracę". Poundstone podsuwa nam rady i opisuje kolejne typy zadań, wraz z przykładami, i, co oczywiste, ich rozwiązaniami. Dużo tu schematów, tabelek, grafik - to cieszy oko wzrokowca, którym jestem i który niewątpliwie szybko znudziłby się, gdyby miał przed sobą strony zapełnione samym tekstem.

Muszę przyznać - ciekawa jest ta książka. A jaka przydatna! Nie będę ukrywać, że najbardziej interesowały mnie przykładowe zadania, ale i reszta publikacji w zasadzie jest konieczna, by poznać te wszystkie procedury i strategie od kuchni. Takie podchwytliwe, czasem wręcz kuriozalne, pytania zadawane na rozmowach kwalifikacyjnych mają swój cel. Nie wystarczy przecież zapytać potencjalnego pracownika, jaki zna język obcy i gdzie studiował. Teraz to za mało. Teraz liczą się takie umiejętności, jak racjonalne myślenie, szybkie kojarzenie faktów i ciągu zdarzeń oraz wydajność naszej pamięci. Chcecie sprawdzić, czy nadajecie się do pracy w Google albo w innej znanej firmie? Chcecie rozwinąć swój umysł? A może chcecie po prostu upewnić się, że te zadania faktycznie są takie trudne, za jakie je początkowo wzięłam (i nadal uważam, że poprzeczka stoi wysoko)? Proszę bardzo! To książka dla Was.

Ale wiecie co? Chyba dwa razy się zastanowię, zanim pójdę na rozmowę o pracę w Google ;-).


Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?, William Poundstone
Wydawnictwo Sine Qua Non, 2013

Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Panu Oskarowi z Wydawnictwa SQN!

______
* Cytat pochodzi z książki: "Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?" (tytuł oryginalny: Are You Smart Enough To Work At Google?), aut. William Poundstone, tłum. Krzysztof Mazurek, Wydawnictwo Sine Qua Non, 2013, str. 101.
** Tamże, str. 85.

poniedziałek, 25 listopada 2013

"October Baby" [FILM]



Wow. Co za film! Wciąż jestem pod wrażeniem tego obrazu - na tyle, że nie wiem, co napisać, a co chyba ważniejsze: od czego zacząć. Bo, przywołując cytat z pewnej bardzo znanej piosenki: najtrudniejszy pierwszy krok. Potem już samo idzie...

"October Baby" to historia niebanalna i niezwykła, a przede wszystkim zaś oparta na faktach. Opowiada o dziewczynie, która... przeżyła aborcję. Tak. Właśnie. Nie przecierajcie oczu ze zdumienia. To zdarzenie naprawdę miało miejsce, ta kobieta nazywa się Gianna Jessen, a ja, poza recenzowanym teraz filmem, oglądałam również taki, w którym ona sama mówi o swojej historii (oba na lekcjach religii). Od tej kobiety bije niesamowita radość życia. Została ocalona, by przekazywać dalej swoje świadectwo, by uświadamiać innym, jak wiele krzywdy niesie ze sobą aborcja... Cała ta historia i morał dają wiele do myślenia. Aborcja jest przecież zabójstwem i w żadnym przypadku nie powinna być legalna. Film wzbudza kontrowersje (co zresztą widać, przeglądając komentarze i dyskusje dotyczące go na pewnym popularnym polskim portalu dotyczącym kinematografii), ale przecież nic dziwnego...

Trudna tematyka, jakiej podjęli się reżyserzy, stanowiła również wyzwanie dla aktorów. Jednak uważam, że przede wszystkim odtwórczyni roli głównej bohaterki znakomicie poradziła sobie z tym zadaniem - jest autentyczna, bije od niej prostota, naturalność i wdzięk. A skoro już jesteśmy przy aktorach... Jeśli zechcecie obejrzeć ten film, nie wyłączajcie go od razu po zakończeniu; przeczekajcie jeszcze trochę napisów. Jedna z aktorek ma coś ważnego do powiedzenia...

Film "October Baby" nie jest tylko i wyłącznie historią uratowanej z zabiegu aborcyjnego kobiety. To również pełna humoru opowieść o miłości, przyjaźni, a przede wszystkim o przebaczeniu. Tak wiele od niego zależy, tak wielką ma siłę.

Piękny film. Wzruszający. Nie zalałam się rzewnymi łzami tylko dlatego, że było mi głupio płakać w obecności koleżanek i kolegów z klasy, ale gdybym oglądała go w domowym zaciszu, na pewno głośno pociągałabym nosem i musiała zgromadzić duży zapas chusteczek higienicznych. Ale miałam łzy w oczach. I myślę, że i Was ten film wzruszy. A przede wszystkim mam nadzieję, że spodoba się Wam tak, jak i spodobał się mnie.

czwartek, 14 listopada 2013

Jak poznać świat i siebie nawzajem ("Kąpiel ze słoniem", Claire i Mia Fontaine).



Matka i córka - pozornie dwa przeciwstawne sobie żywioły. Dwa odmienne charaktery. Jednakże nie możemy tylko i wyłącznie skupiać się na różnicach. Bo poza DNA matkę i córkę łączy o wiele więcej, niż można by się spodziewać. I choć czasem wydaje się, że w wielu kwestiach wprost niemożliwością jest dojść do porozumienia, że na pewne aspekty będziemy miały różne zapatrywania i poglądy, a nasze więzi będą się opierać tylko na pokrewieństwie... To jest to DUŻY błąd.

Bo matkę i córkę może połączyć prawdziwa przyjaźń. Nie wierzycie? Dowodem na to jestem na przykład ja i moja Mama... :-) ale także Claire i Mia Fontaine, autorki książki pt. "Kąpiel ze słoniem". To połączenie relacji podróżniczej z pamiętnikiem. Chiny, Nepal, Egipt, Francja... To tylko niektóre z krajów, jakie podczas swojej może nieco szalonej, ale niezwykle ekscytującej podróży zwiedziły matka i córka. Podróżując po niemal całym świecie, nie tylko odkrywały rózne kultury, zawierały znajomości z nowymi ludźmi czy wracały do wspomnień, ale przede wszystkim poznawały siebie nawzajem i analizowały swoje życie. Zrozumiały też, jak wielką rolę matki odgrywają dla córek i odwrotnie. Pogłębiły więzi między sobą, dając odpowiedź na pytanie zawarte na tylnej okładce, a brzmi ono: Czy podróż to dobry sposób, by wzmocnić relacje rodzinne?. Po lekturze tej książki już wiadomo, że tak. Podróż miała też ogromny wpływ na ich życie, uświadamiając wiele spraw i pozwalając zrozumieć, co gra w duszy tej drugiej.

"Bez względu na to, ile masz lat i jaka relacja łączy się z matką, ona jest najważniejszą kobieta w twoim życiu. Znaczymy dla naszych córek więcej, niż sobie potrafimy wyobrazić, bez względu na to, czy im, albo nam, się to podoba."*

Czytałam tę książkę z wielkim zainteresowaniem, podobnie jak Wy czytacie teraz tę recenzję (mam nadzieję!) ;-). Jest to wciągająca, bogata w ciekawostki, a przede wszystkim szalenie inspirująca książka, która i na mnie w pewien sposób wywarła wpływ - już chcę przygotować mapę wizji, jaką zrobiły Claire i Mia, dzięki której określę swoje priorytety oraz głębiej poznam swoje pragnienia i... samą siebie.

"(...) Chodź. - Ciągnie mnie ku KFC.
- Nie po to jechałam tak daleko, żeby jeść w miejscach, do których nie zaglądam we własnym kraju.
- Nie po to jechałam tak daleko, żeby umrzeć z głodu!".*

Relacja z podróży przeplatana z refleksjami, wspomnieniami i ciekawostkami pisana jest ze swadą, lekkością i dużym poczuciem humoru, co stanowi potężny atut tej książki. Jednakże mam pewne zastrzeżenie, które dotyczy wydania. Zgodnie z powiedzeniem "Im dalej w las tym ciemniej", w tym przypadku im szybciej zmierzałam ku końcowi książki, tym więcej błędów się pojawiało. Czy to literówka, czy to dwukrotne powtórzenie tego samego słowa. Przyznaję, że w którymś momencie aż zaczęłam delikatnie kręcić głową - jednak nie wiem, czy z powodu niedowierzania czy z rezygnacji :-). Przydałoby się też trochę zdjęć, ale i pewnie w oryginalnym wydaniu ich zabrakło, więc to sprawa drugorzędna. Zwłaszcza, że opisy są tak skonstruowane, że łatwo można sobie wszystko wyobrazić.

Bardzo się cieszę, że ta książka zagościła w mojej biblioteczce, tym bardziej, iż nie miałam pojęcia, że tam się znajdzie!

PS I pamiętajcie - jeśli pojedziecie do Chin (itp.), nie buntujcie się przeciwko krótkiemu wypadowi do KFC. No, chyba że macie ochotę na zjedzenie smażonego skorpiona.

Claire i Mia Fontaine, Kąpiel ze słoniem
Wydawnictwo Carta Blanca, Grupa Wydawnicza PWN, 2013

 Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Pani Marcie z DW PWN!

______
* Cytat pochodzi z książki: "Kąpiel ze słoniem" (tytuł oryginalny: Have Mother, Will Travel: A Mother and Daughter Discover Themselves, Each Other, and the World), aut. Claire i Mia Fontaine, tłum. Magdalena Rabsztyn, Wydawnictwo Carta Blanca, Grupa Wydawnicza PWN, 2013, str. 156.
** Tamże, str. 37.

piątek, 25 października 2013

Kard. Jorge Mario Bergoglio - "Kwiatki papieża Franciszka".



"Kwiatki papieża Franciszka" to książka zawierająca zbiór wypowiedzi Jorge Mario Bergoglio, zarówno tych przed, jak i po wybraniu go na Ojca Świętego. Pamiętamy, jak wielkim zdziwieniem był wybór papieża z końca świata. Tytuł publikacji nawiązuje do utworu z opowieściami o świętym Franciszku, którego imię nosi obecny papież.

Z wypowiedzi Ojca Świętego Franciszka jasno wynika, że powinniśmy nieść pomoc ubogim, wykluczonym, nieszczęśliwym, powinniśmy zapomnieć o zemście i pragnąć prawdy, dobra i piękna. Pragnąć Boga. Papież Franciszek dużo uwagi skupia również na ludziach starszych, których należy darzyć szacunkiem i nie zapominać o ich potrzebach, oraz dzieciach - to one przecież są "przyszłością narodów".

Mimo że trudno jest czasem w pełni zawierzyć się Bogu, wybaczyć innym, wspierać słabszych, to warto spróbować. Nie ze wszystkimi kwestiami i poglądami papieża się zgadzam, ale większość z nich jest naprawdę mądra i niewątpliwie lektura tej książki zmieni coś w naszym życiu. Zaznaczyłam w niej bardzo piękny cytat, wiele obrazujący, który pozwolę sobie przytoczyć:

"Otwarte serce
Jeśli nasze serce jest zamknięte, to możemy mieć w rękach kamienie, aby rzucać je na innych. Jeśli natomiast mamy wiarę w sercu otwartym, możemy wraz z innymi budować miłość."
22.03.2013a, tłum. S.T., K.G.*

Mam jednak zastrzeżenie co do korekty: tu i ówdzie pojawiały się literówki. Szkoda, ale wiadomo, że w tym względzie rzadko zdarza się, by książka była idealna... A może nawet wcale? :-)

Kard. Jorge Mario Bergoglio, Kwiatki papieża Franciszka
Wydawnictwo M, 2013

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję pani Dorocie!

______
* Cytat pochodzi z książki: "Kwiatki papieża Franciszka", kard. Jorge Mario Bergoglio, Wydawnictwo M, 2013, str. 113.

czwartek, 12 września 2013

Miroslav Šašek - "Oto jest Paryż".



Książka krótka, to i o niej będzie krótko. Zwłaszcza, że główną rolę odgrywa w niej nie tekst, lecz... ilustracje. Podpisy, owszem, są. Jednak to na ilustracjach, Czytelniku, skup swoją uwagę. Przyjrzyj się szczegółom, postaraj się wczuć w klimat Paryża w latach, jak sprawdziłam na stronie internetowej wydawnictwa, bo książki przy sobie nie mam, sześćdziesiątych dwudziestego wieku. To na nich widać historię tego miasta...

Książka, którą czytelnik może przeglądać lub podczytywać, i nad którą może wzdychać lub rozmarzać się. Ja przejrzałam, podczytałam. Może zrobię to jeszcze raz, a tym razem trochę powzdycham. A kiedyś może sama pojadę do Paryża?

Miroslav Šašek - "Oto jest Paryż".
Wydawnictwo Dwie Siostry, 2013 r.

poniedziałek, 2 września 2013

"One Direction. This Is Us" [FILM]



Byłam wczoraj w kinie. Kino, jak kino, odwiedzane przeze mnie już tyle razy, ale nie o budynku przecież będzie ten wpis. :-) Film, na jaki udałam się z Siostrą, koleżanką i jej znajomą to historia jednego z najpopularniejszych w ostatnich latach boysbandu - One Direction. Nie zamierzam w tym miejscu hotkować i fangirlować, ponieważ:
1. Nie wypada;
2. Emocje już po trochu opadły i mogę na spokojnie opisać wrażenia z filmu. Jeśli oczywiście uda mi się przywołać owe wrażenia i porządnie sklecić kolejne zdania.

To tak tytułem wstępu, powinnam zatem przejść do meritum (cóż za wyraz, ohoho, jakie bogactwo językowe!). No dobrze, dość już żartów. "One Direction. This Is Us" to film biograficzno-muzyczny, opowiadający historię brytyjsko-irlandzkiego zespołu powstałego w programie X Factor. Jako osoba, która w ostatnim czasie mniej lub bardziej interesowała się życiem zarówno prywatnym, jak i zawodowym, członków boysbandu, mogę powiedzieć, że w zasadzie jestem (uwaga, trudne słowo!) usatysfakcjonowana filmem. Został ciekawie zrealizowany, materiały zza kulis połączono z fragmentami z koncertów i prywatnymi wyznaniami chłopców. Miałam jakieś wrażenie, jakby czegoś zabrakło, może przydałoby się więcej tych wyznań... No właśnie, trudno określić. Momentami film był bardzo zabawny (śmiałam się razem z chłopakami czy też z ich "numerów", jakie wywijali), ogólnie nakręcony został właśnie w konwencji komediowej, jedynie z momentami nostalgicznymi czy poważnymi.

Życie tych młodych wokalistów obróciło się o 180 stopni, kiedy poszli na casting do programu. Zwyczajni chłopcy stali się nagle sławni na całym świecie. Ich historia to również opowieść o tym, jak zmienia się życie, kiedy człowiek staje się rozpoznawalny na tyle, że nie może spokojnie robić tego, co jego rówieśnicy - na przykład wybrać się ze znajomymi do kina czy przespacerować się spokojnie po mieście.

Film przypadnie do gustu zwłaszcza fanom zespołu. Ale pamiętajcie, żeby zostać jeszcze podczas napisów końcowych!

PS A kiedy ten film wyjdzie na płycie DVD... :-)

piątek, 30 sierpnia 2013

Beata Pawlikowska "Blondynka w Londynie"


Blondynka odwiedziła już wiele krajów. Blondynka napisała też dużo książek, ma nawet swój program w radiu. Kiedyś Blondynka prowadziła też program w telewizji. Tym razem tytułowa Blondynka, czyli pani Beata Pawlikowska, opisała swoją wyprawę do Londynu. Nie pierwszą, jak się okazało.

Tymczasem ta książka wbrew pozorom nie jest książką typowo podróżniczą, choć z takich, rzec czy też raczej: napisać można, pani Beata Pawlikowska słynie. Ta książka to takie trzy w jednym: połączenie autobiografii i publikacji filozoficznej, z wątkami podróżniczymi. I zdjęciami. I rysunkami. O, tak, tego w tej gabarytowo niewielkiej publikacji jest dużo. Ale może to i dobrze, bo i można sobie na te różne zakamarki Londynu popatrzeć, i książka staje się bardziej interesująca, i czyta się ją szybciej i przyjemniej.

Nie narzekam, choć trzeba przyznać, że książki tej autorki są specyficzne. Niby podróżnicze, a jednak zawierają dużo filozoficznych rozmyślań i mądrości. Tylko czy faktycznie tego przypadkowy czytelnik szuka w książkach podróżniczych? Oczekiwania co do takiego typu literatury są dość jasne: książka ma zachęcić do podróży, rozbudzić apetyt na poznawanie różnych zakątków świata, domatorów ruszyć z kanapy, przedstawić interesujące miejsca w danym kraju czy mieście i zachwycić zdjęciami (w wersji dla mniej wybrednych: po prostu te zdjęcia posiadać).

No, ale, podobało mi się. :-) Okazało się, że takie połączenie, to trzy w jednym, jest (o dziwo!) całkiem udane...

Beata Pawlikowska, Blondynka w Londynie
Wydawnictwo G+J, 2013

__________
Książkę do recenzji otrzymała moja Siostra; dzięki temu i ja mogłam ją przeczytać.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Doris Lessing "Idealne matki"

Co za historia! Tego chyba jeszcze nie było... Doris Lessing - noblistka - zaserwowała nam intrygę, która brzmi jak... z bajki. Ale nie takiej zwykłej, normalnej, gdzie wszystko kończy się dobrze, a bohaterowie żyją długo i szczęśliwie. To bajka tylko z teorii, ponieważ takich rzeczy, jakie wydarzyły się na kartach tej książki, próżno szukać na porządku dziennym wśród społeczeństwa. Bo czy dwie matki, przyjaciółki, mogą związać się nawzajem ze swoimi synami? Brzmi nieprawdopodobnie, niemal... bajecznie. No właśnie. Tylko potem wcale tak bajecznie już nie jest. Czy taki związek ma przyszłość? Czy jest sens budować szczęście na tak kruchych fundamentach? Na te pytania odpowiedzieć będą musieli nie tylko bohaterowie tego opowiadania, ale również Czytelnik...

Na początku nie mogłam połapać się, o co chodzi w tej książce. Czytałam opis na tylnej okładce, jednak opowiadanie zaczęło się w zupełnie innym miejscu, i dopiero po jakimś czasie można było zorientować się, że wstęp jest po części zakończeniem książki... Ale nie historii. Bo Czytelnik może również sam dopowiedzieć sobie zakończenie. Niektórych może nasycić to, co wyczytali w książce, inni będą dopatrywać się drugiego dna, a jeszcze inni mogą próbować domyślić się, co się ostatecznie wydarzyło. Bo przecież jest tyle możliwości* - Tom i Ian mogli rozstać się z żonami, zostając sami, znajdując nowe dziewczyny lub ponownie wiążąc się nawzajem ze swoimi matkami albo poprosić żony o wybaczenie. To mogło przecież skończyć się różnie i wraz z zamknięciem książki wcale nie trzeba zamykać tej historii...

Całkiem ładna to i zgrabna opowieść, jednak nie za bardzo wiem, jak ją ocenić. Czy czegoś mi tu brakowało? Sama nie wiem. Tu trochę naiwności miesza się z banałem, ale również z emocjami: poprzez miłość, nienawiść, tęsknotę... Mimo wszystko warto tę książkę przeczytać. Doris Lessing stworzyła historię, która ma ręce i nogi; wykreowała także dobre portrety psychologiczne postaci, które mają swoje uczucia, nie są tylko drewnianymi marionetkami na sznurkach, za które pociąga autorka. Ale wiadomo, że w tak krótkiej perspektywie, jakim jest zaledwie nieco ponad sto stron, trudno rozłożyć kilkuletnią historię, razem z jej przeszłością i... przyszłością może też? Choć przyszłość w przypadku tej opowieści rysuje się jako wielka niewiadoma. To Czytelnik decyduje, jak chce ją określić...

Doris Lessing, Idealne matki
Wydawnictwo Wielka Litera, 2013 

_____
* Uwaga, częściowy spojler! :-)

sobota, 10 sierpnia 2013

Ann Voskamp "Tysiąc darów"

Gdy świat wali Ci się na głowę, gdy nie wiesz już, co masz robić, gdy myślisz tylko o tym, jak bardzo jest Ci źle... Pewnie nawet nie zadumasz się chwilę nad dziękczynieniem. Taka prosta, a jednocześnie trudna czynność - dziękczynienie za wszystko, co otrzymujesz od Boga.

Co może zachęcić nas do przeczytania danej książki?
1. Ładna okładka (choć pamiętamy, że nie ocenia się książki po okładce).
2. Napis "Bestseller New York Timesa" (choć można spotkać się w różnych opiniach ze zdaniami, że słowa te nie gwarantują, iż powieść okaże się naprawdę wyjątkowa).
3. Ciekawy tytuł (choć nie zawsze pokrywa się z treścią).

Tysiąc darów. O sztuce codziennego szczęścia. W czasach, gdy tego szczęścia poszukujemy masowo, by choć przez chwilę poczuć radość rozpierającą nasze serca, wyrywającą się z naszych płuc, pragnącą otoczyć wszystkich dokoła, poradniki o tym, jak to rzeczone szczęście zdobyć, utrzymać i podzielić się nim z innymi bywają hurtowo wykupywane z księgarskich półek i odnotowują popularność większą niż historie o romansie dziewczyny z wampirem, wilkołakiem, erotomanem (niepotrzebne skreślić).

Tym razem jednak nie jest to poradnik o szczęściu. Jest to świadectwo pewnej kobiety, która z życia w pustce wyrwała się do życia w miłości, radości, dziękczynieniu. Dzięki Eucharisteo odkryła to, co w życiu jest najważniejsze. Umiejętność dziękowania za każdy dar jest trudna. Bo gdy dzieje się źle, dopada nas smutek, żal, niepokój, często nie potrafimy nic innego, jak tylko zalać się łzami, załamać się i odwrócić od Boga. Nie doceniamy tego, że to, co dla nas zsyła, jest dobre. Wszystko, co pochodzi od Boga, jest dobre. A jednak tak trudno nam to zauważyć, zrozumieć, zapamiętać.

Autorka podjęła pewne wyzwanie i zaczęła prowadzić dziennik, w którym zapisywała dary, za które dziękowała Bogu. Któregoś dnia liczba tychże darów sięgnęła tysiąca. Lecz lista wcale się nie skończyła, wręcz przeciwnie, wydłużała się z każdym kolejnym dniem. Ta książka to coś w rodzaju pamiętnika, zapisków z życia autorki, którymi dzieli się ona z nami - być może dlatego, byśmy w końcu przekonali się, że nawet w gmatwaninie codziennego życia można znaleźć czas, by podziękować Stwórcy za wszystko, czym nas obdarza. Momentami język przypomina poezję. Niektóre fragmenty są tak plastyczne... Zresztą zobaczcie sami:

Przechylam dłoń w stronę światła i jego nowe fale umacniają kopułę bańki, a wstęgi kolorów się pogłębiają, ognistoniebieski, tańczący płomień przechodzi w krzykliwy szkarłat. Kalejdoskopowa planeta. Głęboka uwaga wypełnia puste arkady.*

A to nie jest chyba nawet fragment, który chciałam Wam zacytować, kiedy jeszcze czytałam tę książkę. Teraz jednak nie mogę go odnaleźć. Mimo wszystko i ten, który przytoczyłam powyżej, wskazuje na tę plastyczność, tę poezję w języku. Choć muszę przyznać, że niełatwo czytało mi się tę książkę, chwilami zmuszałam się do tego, by ją dokończyć, i w zasadzie nie wiem, co było ku temu powodem. Przecież jestem wierząca, co więc mi przeszkadzało?

I wcale nie twierdzę, że ta książka jest wybitna czy też wyjątkowa. Może też nawet nie być moim prywatnym bestsellerem. Jednak takie książki są potrzebne, by uświadomić nam, jak wielka jest moc dziękczynienia. I nie tylko. Ale o tym i o reszcie już dowiecie się z niej samej.

PS Spójrzcie na okładkę. Wystarczy rzut oka, by stwierdzić: Jest śliczna.

Ann Voskamp, Tysiąc darów
Wydawnictwo Esprit, 2012

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Esprit!
_____
* Cytat pochodzi z książki "Tysiąc darów" ["One Thousand Gifts"], aut. Ann Voskamp, tłum. Edyta Stępkowska, wyd. Esprit, 2012, str. 93.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Joanna Sałyga, Piotr Sałyga "Chustka"

Trudno czytać niektóre książki. I chyba jeszcze trudniej je recenzować. Bo ciężko wchodzić z butami w czyjeś życie, zaglądać to tu, to tam. Zwłaszcza, że tej osoby już nie ma na tym świecie.
Taką trudną książką jest "Chustka". I może to zabrzmi jak oksymoron, sprzeczność, figura przeciwstawna, ale mimo tej trudności, to jest to lektura pełna ciepła, miłości, dobrego humoru. Chyba nie spodziewałam się, że tak często podczas czytania tej książki będę uśmiechać się pod nosem. Tak. Nie spodziewałam się. Wcześniej nie słyszałam o Chustce. Nie znałam historii Joasi, jej wielkiego pragnienia życia i miłości do Syna i Niemęża. A może słyszałam...? A może widziałam...? Tylko umknęło mi to między kolejnymi chwilami, nie zauważyłam, nie zatrzymałam się, nie pomyślałam. Choć z natury jestem wrażliwa i czasem potrafię wczuć się w czyjąś sytuację, to nie zawsze tak się dzieje.

Ale jakiś czas temu zaczęło być głośno o pewnej książce. Potem dowiedziałam się, że najpierw był blog. Zajrzałam raz czy dwa, ale dopiero dzięki tej książce poznałam historię Joanny. Kobiety, która pewnego dnia dowiedziała się, że ma raka. Ale nigdy nie straciła apetytu na życie. Na blogu opisywała swoją codzienność z ogromną dawką dobrego humoru. Duże wrażenie zrobił na mnie Syn Joanny. Jaki to mądry chłopak! I jakie poważne rozmowy przeprowadzał ze swoją mamą, na najróżniejsze tematy, oczywiście z dowcipem, a jakże.

Smutek, ból i niepewność przeplatają się w tej książce z miłością, dobrym humorem i ogromnym apetytem na życie. Uczucie, jakie towarzyszyło mi przez większość książki - czyli, jeśli można to w ogóle nazwać uczuciem, taki pozytywny uśmiech, pod koniec historii zmieniał się w smutek. I po części również niedowierzanie. Że za chwilę koniec. Że ostatnie strony książki, ostatnie zapiski równoznaczne będą ze śmiercią jej głównej bohaterki, a zarazem autorki. Z kimś, z kim, można powiedzieć, trochę się zżyłam. I szkoda mi... Szkoda.

Joasiu,
dziękuję Ci za Twoje świadectwo Życia. Życia przez duże "ż". Postaram się cieszyć każdą chwilą, doceniać życie i nie przestać się uśmiechać. Bo zawsze jest nadzieja. Zawsze jest wiara. I miłość.
Spoczywaj w pokoju, Joasiu.

Czytelniku, kupując niniejszą książkę, wspierasz również Fundację Chustka.

Joanna Sałyga, Piotr Sałyga, Chustka
Wydawnictwo Znak, 2013

piątek, 2 sierpnia 2013

Matthew Quick "Poradnik pozytywnego myślenia"

Był sobie Pat. Pat właśnie wyszedł z niedobrego miejsca - innymi słowy, szpitala psychiatrycznego. Trafił tam z pewnego powodu, które nazywa rozłąką z żoną Nikki. Owa rozłąka trwa, ale Pat jest optymistą - wyobraża sobie swoje życie jako film i dąży do jego dobrego zakończenia. Jego zdaniem wszystko będzie miało szczęśliwy finał. Dlatego Pat ćwiczy:
a) pozytywne myślenie,
b) bycie miłym,
c) swoje ciało, bo, jak dowiadujemy się już niemal na początku książki - "Nikki-lubi-facetów-z-ładną-rzeźbą"*.

Ale tak się właśnie złożyło, że pewnego dnia Pat poznał Tiffany. Dziewczynę równie zakręconą jak on sam, a może nawet i jeszcze bardziej. Jaką rolę odegra ona w jego filmie? I czy rzeczywiście nasz bohater będzie miał szansę na happy end?

Nie, nie szykujcie się na love story. To nie jest ckliwa historia miłosna, lecz dobrze poprowadzona opowieść o mężczyźnie, który zmienia swoje życie. Opowieść z dawką humoru i pisarskiego polotu. A niełatwe miał zadanie pan Quick, o nie. No bo wiecie - napisać książkę z perspektywy kogoś, kto niedawno wyszedł ze szpitala psychiatrycznego... Wcielenie się w takiego bohatera to swego rodzaju wyzwanie. Zwłaszcza dla debiutanta, bo "Poradnik pozytywnego myślenia" to pierwsza powieść autora.

Książka ta pełna jest... specyficzności. Specyficzny język, specyficzna historia, specyficzni bohaterowie. Trudno zaprzyjaźnić się z nimi wszystkimi od początku. Każdy z nich jest na swój sposób inny, każdy ma swoje problemy i przeszłość, z którą musi się pogodzić, zaakceptować ją. Mimo wszystko da się ich polubić. Nawet Tiffany (a dlaczego "nawet", to się przekonacie, gdy książkę przeczytacie). A tę specyficzność można zanotować zarówno jako plus, jak i minus powieści.

Gucio zaprezentował, w jakiej wersji czytałam tę książkę. :-)
I cóż. Niezła jest ta książka, przyznam, niezła. Muszę jednak wspomnieć o jeszcze paru wadach. Na pierwszy ogień idą oczywiście... wulgaryzmy, których w tej książce nie brak. I co jeszcze? Ach, rzecz chyba oczywista - BŁĘDY. Braki i przekręcenia ortograficzne i interpunkcyjne aż rażą w oczy, chociaż CZYTAŁAM TEKST PRZED KOREKTĄ (to pewne usprawiedliwienie dla tego faktu). Nie wiem zatem, jak sprawa ma się w przypadku już wydanej książki. Gdybym otrzymała oryginalny egzemplarz tej powieści, wiedziałabym. Tak się jednak nie stało, nad czym ubolewałam, bo okładka jest naprawdę ładna, a takie wydanie pewnie lepiej prezentowałoby się na półce. :-)

"Poradnik pozytywnego myślenia" mogę określić kilkoma zaledwie zdaniami. Jest humor. Jest miłość. Jest i wątek dla fanów sportu. Miłe czytadło, ale z przesłaniem ukrytym między stronami: warto myśleć pozytywnie. :-)

_____
* Cytat pochodzi z książki "Poradnik pozytywnego myślenia" ["Silver Linings Playbook"], aut. Matthew Quick, tłum. M. Borzobohata-Sawicka i J. Dziubińska, wyd. Otwarte, 2013, str. 5.

Matthew Quick, Poradnik pozytywnego myślenia
Wydawnictwo Otwarte, 2013

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Otwarte!

wtorek, 30 lipca 2013

Francesca Simon "Koszmarny Karolek. Drapieżne dinozaury"

Kto pamięta Koszmarnego Karolka? Ręka w górę!

Hmm, no, chyba jest Was trochę? :) Ja pamiętam przygody tego niesfornego chłopca. Nic w tym dziwnego, skoro wiele razy czytałam tyle książek, a swego czasu oglądałam również niektóre odcinki serialu animowanego nakręconego na podstawie historyjek wydanych w formie papierowej. A te przygody były, a właściwie są nadal, tak zabawne, że wiadomo, iż ma się ochotę na więcej (chociaż wraz z biegiem lat poziom humorystyczny nieco spadł... Te nowsze historie nie bawią już tak, jak te sprzed kilku lat).

Sięgnęłam zatem po książkę znalezioną na bibliotecznej półce. Co się jednak okazało? Nie znajdziemy w niej kolejnych historii o Koszmarnym Karolku, lecz mnóstwo bardziej lub mniej interesujących i fascynujących, szerzej lub w mniejszym stopniu rozpowszechnionych faktów na temat... dinozaurów. Nasuwa się pytanie, czy takowe stworzenia istniały naprawdę.

"Naukowcy często nie odnajdują pełnego szkieletu, ale mogą odgadnąć po zaledwie jednej kości, jak duży był dinozaur". *

Łał. Niesamowite.

Ta książka to doskonały sposób na to, żeby poprzez śmiech i zabawę przyswoić wiadomości o dinozaurach - jest zatem połączeniem dobrego humoru i nauki. A wszystko okraszone charakterystycznymi rysunkami Tony'ego Rossa.

No, to jak? Chcielibyście dowiedzieć się, z czego były powieki ankylozaura, z jaką prędkością na krótkich odcinkach mógł biec welociraptor, co oznacza nazwa "troodon" i jaki dinozaur miał najdłuższe pazury? Mnóstwo dziwnych, zaskakujących dla młodego czytelnika faktów o dinozaurach (a nawet i ja byłam momentami zaskoczona). Ta książka nie tylko obfituje w ciekawostki, ale też obala mity. Przydałaby się w biblioteczce małego odkrywcy. :)

_____
* Cytat pochodzi z książki "Koszmarny Karolek. Drapieżne dinozaury" ["Horrid Henry's Dinosaurs"], aut. Francesca Simon, wyd. Znak Emotikon, 2012, tłum. Matylda Biernacka.

Francesca Simon, Koszmarny Karolek. Drapieżne dinozaury
Wydawnictwo Znak Emotikon, 2012

środa, 10 lipca 2013

Tove Jansson "Małe trolle i duża powódź"

Jakiś czas temu Mery z Krainy Andersena napisała o Muminkach. Ale jak napisała! Tak, że ten jej post stanowił pewien rodzaj impulsu do tego, bym ponownie sięgnęła po przygody trolli pisane piórem Tove Jansson. Bo do dobrych książek warto wracać.

"Małe trolle i duża powódź" - pod tym tytułem kryje się książeczka, która stanowi pewnego rodzaju wstęp do kolejnych historii o Muminkach. Sama autorka posłużyła się określeniem "opowiadanie". W niniejszym zatem opowiadaniu Mama Muminka wraz z synem i towarzyszącym im zwierzaczkiem szukają Tatusia Muminka. Nie jest jednak łatwo, a na podróżników czekają rozmaite przygody, zaś nadchodząca powódź może stanowić niebezpieczeństwo...

Może zacznę od tego, że wokół tych wszystkich muminkowych opowieści wytworzył się pewien klimat. Taki skandynawski chłód, który jednak przyciąga jakimś rodzajem ciepła. Ciepła tych historii. I nie przez przypadek lub błąd w tamtym zdaniu pojawił się oksymoron. Bo ja tak właśnie odbieram muminkowe przygody. Te klimatyczne, proste opowieści. Tę baśniowość połączoną z realizmem...

No i cóż ja mam jeszcze dodawać, skoro chyba wszystko to, co ważne, i to, co chciałam napisać, już napisałam. Chyba. Bo potem pewnie się okaże, że mogłam o czymś jeszcze wspomnieć albo miałam to w zamyśle, a zapomniałam. Trudno. O Muminkach można wprawdzie mówić i mówić, pisać i pisać... Ale po co, skoro można o nich... czytać. I tak właśnie zrobię. A ponieważ jestem teraz w bibliotece, wypożyczę zaraz kolejną część tego klimatycznego cyklu o skandynawskich trollach.

Tove Jansson, Małe trolle i duża powódź
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2006

wtorek, 2 lipca 2013

Agnieszka Skórzewska "Klub Księżycowej Bransoletki. Wakacyjna przygoda"

Dawno czytałam jakąkolwiek książkę przeznaczoną dla dzieci. I pewnie dlatego tak trudno było mi "wgryźć się" w tę publikację, jak dziecko, zobaczyć świat w niej przedstawiony właśnie tak, jak młody czytelnik i nie stawiać jej takich wymagań, jakie postawić może czytelnik starszy.

Historia przedstawiona w książce pt. "Wakacyjna przygoda" jest lekka (wszak skierowana jest dla dzieci), aczkolwiek w pewien sposób pouczająca, bo wielu "morałów" można się w niej dopatrzeć. Ale o tym za chwilę. Trzy koleżanki wyjeżdżają na kolonie. Kamila, Marysia i Maja przeżyją nad morzem wiele przygód, nie tylko tych zabawnych, ale również... wręcz przeciwnie. Od otrzęsin, poprzez poszukiwanie telefonu czy zgubienie się na plaży, po konkurs talentów. Wszystko się może zdarzyć...

Dokończę jednak myśl, którą zaczęłam kilka zdań wcześniej. Otóż w książce tej sprytnie ukryte są morały. Przykłady?
  • Na koloniach nie należy się oddalać od swojej grupy, lecz trzymać blisko.
  • Zwycięstwo nie jest najważniejsze.
Dużo mnie jednak w tej książce irytowało. Przede wszystkim bohaterowie. Tak, wiem, że to małe dziewczynki uczestniczące w wakacyjnych koloniach, które nie będą się tam zachowywać jak doświadczone, dojrzałe osoby, ale właśnie nawet starsi bohaterowie także nie odznaczali się specjalnie. Pewnie uproszczono ich, wszak to książka dla dzieci. Do niektórych wydarzeń też bym się z chęcią przyczepiła, na przykład do nawoływania do składania hołdu Neptunowi, za którego przebrał się kierownik kolonii.

Ale, ale, wszystkiego nie usprawiedliwia etykietka "dla dzieci". Akapit powyżej dotyczył zastrzeżeń wobec treści. A mam takowe również co do wydania. Bo oto książka wygląda tak, jakby zupełnie nie była poddana korekcie, choć stosowny zapis z informacją o przeprowadzeniu takiego "zabiegu" widnieje w stopce. Dziwnym trafem pełno tu literówek, braków znaków interpunkcyjnych, ogólnie rzecz biorąc - błędów. Szata graficzna też nie za bardzo mi się podoba. Minus za rysunki, ale za to plusy za: papier, dość dużą czcionkę odpowiednią dla wzroku młodego czytelnika (czy też czytelniczki, w końcu to do dziewcząt skierowana jest ta książka) i twardą oprawę. Do książki dołączona jest zawieszka, podobnie jak do pozostałych części tej serii.

Gdybym była młodsza, może spodobałaby mi się ta opowieść o przyjaźni z morałami. Jako czytelniczka starsza, mogę natomiast powiedzieć, że trochę się rozczarowałam. Bo przecież istnieją książki, wprawdzie skierowane do młodszych odbiorców, które potrafią zainteresować także tych starszych. W tym przypadku się to nie za bardzo udało...

Agnieszka Skórzewska, Klub Księżycowej Bransoletki. Wakacyjna przygoda
Wydawnictwo Zielona Sowa, 2013

Za książkę dziękuję Pani Agnieszce T.!

czwartek, 20 czerwca 2013

Cristiada [FILM]

Wraz z kilkoma osobami z mojej klasy wybrałam się dziś do kina na film "Cristiada". Seans ten organizowany był dla naszej szkoły. Postanowiłam opowiedzieć Wam o tym filmie, bo uważam, że jest naprawdę wart uwagi; poza tym wydarzenia w nim przedstawione oparte są na faktach.

Meksyk, początek XX wieku. Rząd dąży do tego, by cały kraj stał się niemal ateistyczny. Duchowni są deportowani, kościoły zaś zamykane i plądrowane. Obywatele zaczynają organizować marsze, podpisują petycje i dokonują innych działań, by ukazać swoją niezgodę na to, co zaczyna się dziać. Wówczas rząd wprowadza jeszcze bardziej restrykcyjne zakazy i nakazy. Wybucha wojna. Wojna w obronie wiary i wolności...


Jeśli miałabym opisać ten film jednym słowem, myślę, że użyłabym tego określenia: poruszający. Jednak można o nim opowiedzieć znacznie więcej. Wciąż chyba nie zeszły ze mnie emocje po jego obejrzeniu. Dużo tu trudnych, momentami szokujących scen. Wzruszyłam się już na jednej z początkowych - nie wiem, w którym dokładnie momencie, ale to było coś w rodzaju preludium, jeśli tak można to nazwać, do tego, co wydarzyło się pod koniec filmu. Wtedy na sali kinowej można już było usłyszeć pociąganie nosem. Mi i moim koleżankom pociekły łzy, pewnie i innym też, bo była to scena, przy której nie płakać mógł tylko ktoś o mocnych nerwach albo ktoś, kto nie jest wrażliwy. Ja wrażliwa jestem, o czym już wspominałam.

Co do ścieżki dźwiękowej... Spodobała mi się zwłaszcza początkowa muzyka, a późniejszej w zasadzie nie pamiętam. Może dlatego, że bardziej skupiłam się na wydarzeniach przedstawionych w "Cristiadzie". Film odznacza się także gwiazdorską obsadą - wystąpili w nim m.in. Eva Longoria i Andy Garcia.

Religia, historia, miłość, wojna, poświęcenie... To wszystko można odnaleźć w tym właśnie filmie. Filmie, który porusza i sprawia, że można zastanowić się nad pewnymi sprawami na świecie i we własnym życiu.

Cristiada [For Greater Glory: The True Story of Cristiada], 2012
Reżyseria: Dean Wright. Gatunek: dramat historyczny. 

Źródło zdjęcia: ogólnodostępne materiały promocyjne filmu.
Source of photo: public promotional materials of the film.

wtorek, 18 czerwca 2013

Soczewka powiększająca - coś nowego w ofercie Wydawnictwa M :-)



Dla osób starszych i mających problemy ze wzrokiem Wydawnictwo M przygotowało swoistą pomoc - soczewkę powiększającą ułatwiającą czytanie.

Zalety soczewki:
  • swobodnie mieści się pod okładką książki i może służyć jako zakładka;
  • jest lekka;
  • wykonana została z giętkiego, nietłukącego się tworzywa sztucznego;
  • korzystanie z niej jest wygodne.
Soczewkę można kupić zarówno osobno, jak i z Biblią wydaną w specjalnej edycji na Rok Wiary.

Myślę, że to pomocny gadżet. Na pewno przyda się mojemu Tacie, którego trudno przekonać do okularów do czytania ;-)

piątek, 14 czerwca 2013

Stephen Rebello "Alfred Hitchcock. Nieznana historia Psychozy"

Na początek przyznam, że książki tej nie przeczytałam w całości. Złożyło się na ten fakt kilka czynników, między innymi dość trudna tematyka publikacji oraz fakt, iż jest ona (publikacja, nie tematyka) w pewnym sensie reportażem - czytałam zatem tylko jej fragmenty. Mimo iż nie oglądałam "Psychozy", ani też nie czytałam jej pierwowzoru, to kojarzę, o czym jest rzeczony film, a chyba najbardziej znaną scenę z tego obrazu - scenę pod prysznicem - bodajże widziałam w którymś z programów na stacji TVN Style.

"Nieznana historia Psychozy", jak sam tytuł wskazuje, jest zapiskiem tego, co działo się przed, podczas i po nakręceniu tego słynnego filmu. Powstał on na podstawie powieści, która z kolei zainspirowana została prawdziwymi zdarzeniami. Autor nakreślił je w rozdziale pierwszym, już na początek serwując czytelnikom wstrząsającą historię. Musiałam nawet ominąć jej fragment, bo jestem z natury osobą wrażliwą. A jednak, zdarzyło się to naprawdę, i stało się podstawą do powstania książki, a następnie filmu.

A nie było łatwo. Wytwórnia Paramount, dla której Hitchcock kręcił filmy, nie chciała realizować Psychozy. Jak powiedział Robert Bloch, autor książki:

"Kiedy Hitchcock zaczął naciskać, powiedzieli: >>Cóż, nie dostaniesz budżetu takiego jak zawsze. (...)<< Hitchcock odparł: >>W porządku, zrobię film z tego, co będę miał.<<"*

Już z samych tych słów można wywnioskować, że reżyser był bardzo ambitny i miał własny zamysł niemal co do wszystkiego. Co ciekawe, autor recenzowanej przeze mnie książki, miał okazję spotkać, a nawet porozmawiać z Alfredem Hitchcockiem, przeprowadzając z nim wywiad. Ale to taka ciekawostka, którą wyczytałam w "Nieznanej historii Psychozy".

W publikacji roi się od szczegółów. Widać, że praca, jaką autor włożył w zebranie ich wszystkich, a następnie przedstawienie w postaci książki, była duża. Dowiedziałam się na przykład, że dom bohatera Psychozy był najdroższym elementem planu filmowego, a jego koszty konstrukcyjne ledwie nie przekroczyły 15 tys. dolarów. Takie bawienie się w szczegóły, detale i ogrom informacji służy zapewne chęci autora książki do przedstawienia w niej tego wszystkiego, co chciał, aby czytelnik się dowiedział. Można dowiedzieć się z niej nie tylko o samym powstawaniu wyżej wspomnianej ekranizacji, ale również np. o zwyczajach reżysera. Autor przytacza też cytaty i wypowiedzi między innymi osób współpracujących z Hitchcockiem. Publikację uzupełnia wykaz filmów nakręconych przez reżysera - zarówno tych niemych, dźwiękowych i telewizyjnych.

Parę słów o wydaniu - jak zwykle bardzo ładna oprawa graficzna, twarda oprawa, część napisów na okładce jest wytłaczana (i z przedniej, i z tylnej strony). Zabrakło mi tu jednak zdjęć - chociażby z planu filmowego ekranizacji niniejszej książki, pod tytułem "Hitchcock" (sam plakat filmowy na okładce nie wystarczy ;-)). A ocena? Jako że, jak już wspominałam, nie przeczytałam tej publikacji w całości, a jedynie jej fragmenty, to liczbowej noty nie wystawiam.

Stephen Rebello, Alfred Hitchcock. Nieznana historia Psychozy
Wydawnictwo Sine Qua Non, 2013

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non!

___
* Cytat pochodzi z książki "Alfred Hitchcock. Nieznana historia Psychozy" [Alfred Hitchcock and the Making of Psycho], aut. Stephen Rebello, wyd. Sine Qua Non 2013, tłum. Jarosław Rybski, str. 59-60.

sobota, 8 czerwca 2013

Thomas J. Craughwell "Święci nie-święci"

Święci od wieków stawiani byli za wzór do naśladowania. Tymczasem okazuje się, że nie wszyscy święci czy błogosławieni od urodzenia szli dobrą drogą. Niektórzy weszli na nią dopiero po jakimś czasie, choć do tej pory błądzili...

Autor przedstawia historie dwudziestu ośmiu bohaterów, którzy mimo początkowo mniej lub bardziej grzesznego życia, nawrócili się i zostali świętymi bądź błogosławionymi. Znalazły się tu opowieści o zarówno tych szerzej znanych świętych, jak św. Augustyn czy św. Franciszek, jak i tych, o których ja na przykład dowiedziałam się właśnie dopiero z tej książki - wcześniej bowiem o nich nie słyszałam. Mowa tu między innymi o św. Oldze czy św. Kolumbanie.

Te opowieści w zasadzie dodają otuchy. W tym miejscu może posłużę się cytatem:

"Przesłanie ich żywotów jest zatem krzepiące: jeśli ci ludzie mogli dostąpić zbawienia, to i Ty masz tę szansę!" *

Historie tych świętych i błogosławionych stanowią pewne świadectwo. Świadectwo tego, że mimo iż zdarza się zabłądzić, zejść z drogi prowadzącej do Zbawienia, zawsze można się nawrócić i na tę drogę wstąpić.

Przedstawione w tej książce historie snute są lekkim, momentami zabawnym językiem autora. Starał się on napisać pozycję, która mimo swojej w zasadzie poważnej tematyki, zaciekawi czytelników, poruszy ich do refleksji, rozważań, rozmów. Rozdziały nie są zbyt długie (od kilku do kilkunastu stron), co wpływa na szybkość czytania. (Inna sprawa, że ja czytałam tę książkę dość długo, bo z powodu szkoły i innych spraw nie znajdywałam na to ani czasu ani chęci). To, co mi się nie podobało, to czasami zbyt okrutne opisy śmierci bądź tortur, jakie się w tej książce pojawiały. Nie dotyczyły tylko tych świętych i błogosławionych, których historie przestawione zostały w niniejszej publikacji, ale również na przykład ludzi uważanych za zdrajców w XVI-wiecznej Anglii, między innymi osoby, które udzieliły pomocy katolickiemu księdzu wyświęconemu za granicą, który powrócił do kraju (choć i kara taka dotknęła pewnego świętego - Johna Houghtona, jednak nie poświęcono mu całego rozdziału, wobec czego można wnioskować, że nie należał do grona świętych z, jak to ujęto z tyłu okładki, "nienajlepszą przeszłością"). Opowieści o błogosławionych i świętych uzupełnia wiele ciekawostek (na przykład, co oznacza słówko "wiking" czy jak wyglądało życie ludzi w poprzednich wiekach).

Ech, chyba dawno pisałam jakąkolwiek recenzję na blogu, bo idzie mi to dość opornie. A o książce tej w zasadzie można jeszcze dużo powiedzieć. Bo dzięki niej można na chwilę się zatrzymać, zastanowić, pomyśleć. Zmienić coś.

Myślę, że moich słów na ten temat jak na razie wystarczy. Tych, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o tej książce, zachęcam do zapoznania się z nią.

Thomas J. Craughwell, Święci nie-święci. O nicponiach, rzezimieszkach, oszustach i wyznawcach szatana, którzy jednak zostali świętymi
Wydawnictwo Esprit, 2007 (za egzemplarz recenzencki dziękuję!)

___
* Cytat pochodzi z książki "Święci nie-święci" [Saints Behaving Badly. The Cutthroats, Crooks, Trollops, Con Men, and Devil-Worshippers Who Became Saints], aut. Thomas Craughwell, wyd. Esprit 2007, tłum. Ryszard Zajączkowski, strona 8.

wtorek, 21 maja 2013

Zapowiedź: Bogna Ziembicka "Droga do Różan"

Bogna Ziembicka, Droga do Różan
Wydawnictwo Otwarte, data premiery: 22.05.2013
wydanie drugie

Dworek w Różanach to rodzinny dom Zosi Boruckiej, która żyje tam szczęśliwie z ojcem, swoją dawną nianią Zuzanną, wśród przyjaciół. Z pasją zajmuje się kwiatowym ogrodem oraz ekologicznymi uprawami. I marzy o założeniu rodziny z Krzysztofem, którego kocha od dawna.

Jednak życie bywa przewrotne - rodzina Boruckich traci ukochane Różany. W Krakowie Zosia zaczyna nowe, zupełnie inne życie. Czy zazna jeszcze radości i szczęścia? Spełni marzenia o miłości? Czy otuchę i wsparcie da jej Krzysztof czy Eryk - przyjaciel, który nie ukrywa, że chciałby być kimś więcej?

Romantyczna opowieść o miłości, przyjaźni i rodzinie. O tym, że chcemy kochać i być kochane. O przyjemności, jaką czerpiemy z drobnych rzeczy: zapachu świeżego chleba, smaku konfitury z czereśni, feerii barw różanego ogrodu, spotkań z bliskimi. O radości życia. O szczęściu.

Obecne, drugie wydanie Drogi do Różan zostało wzbogacone o wyjątkowe przepisy kulinarne na dania polecone przez Zuzannę z Różan.


~

Historia, jakich wiele. A jednak tak odmienna od ich wszystkich. Nie wiem, co tak podziałało na moją wielką ochotę przeczytania tej książki. Być może właśnie ten opis, być może niezwykle klimatyczna, wprost przepiękna okładka, a może coś zupełnie innego, coś, czego nie potrafię nawet nazwać? A może to, że faktycznie, tak jak w opisie, chcę kochać i być kochaną. Że dla mnie zapach świeżego chleba i bogactwo kolorów w ogrodzie to również niby drobne rzeczy, ale jaką sprawiają przyjemność. A może po prostu to, że lubię takie ciepłe historie, które rozgrzewają serca, przywracają nadzieję i dają radość. Ot, i tyle...

Książka już do mnie leci, z czego cieszę się ogromnie. Nie miałam okazji poznać tej historii w pierwszym wydaniu, poznam zatem w drugim. Moją chęć na tę powieść podsyca również informacja o zawartych w książce przepisach - już ślinka mi cieknie :-)

A Wy - macie tę książkę za sobą czy też dopiero zamierzacie się z nią zapoznać?

piątek, 10 maja 2013

"Pierwsza Komunia Święta z Papieżem Franciszkiem"

 
Pierwsza Komunia Święta jest bardzo ważnym wydarzeniem w życiu każdego chrześcijanina. To właśnie maj jest miesiącem, w którym najczęściej przystępuje się do tego sakramentu. Część z Was zapewne pamięta mój ubiegłoroczny post, w którym przedstawiałam książkowe propozycje prezentów na Komunię. (Choć wiadomo, że bardziej powinny liczyć się przeżycia duchowe, niż prezenty, ale jeśli już o podarunkach mowa, to zawsze lepiej sprezentować dziecku pięknie wydany album czy Biblię, niż komputer czy telefon komórkowy. Może jestem w tej kwestii staroświecka, ale naprawdę nie ma potrzeby, by odbierać dziecku kawał dzieciństwa poprzez przyzwyczajanie go do techniki i nowinek informatycznych już od najmłodszych lat.) Dziś uzupełniam tamten zbiór jeszcze jedną wspaniale wydaną publikacją - książką "Pierwsza Komunia Święta z Papieżem Franciszkiem".

Ten pamiątkowy album nawiązuje do postaci świętego Franciszka poprzez osobę Papieża noszącego Jego imię. Choć nie tylko, znajdziemy tu również bowiem Modlitwę Świętego Franciszka oraz Jego dzieło pt. "Pochwała Stworzenia czyli Pieśń Słoneczna". Ponadto, w albumie opublikowano zdjęcia Jorge Mario Bergoglio, zarówno przed, jak i po wybraniu go na Papieża. Publikacja ta zawiera również wiele informacji o obecnym Papieżu. Przytoczone zostały także jego słowa, a niektóre homilie sparafrazowano i omówiono tak, aby były zrozumiałe dla małych czytelników. Ponadto, opublikowano także teksty modlitw (np. Koronka do Miłosierdzia Bożego czy wspomniana wyżej Modlitwa św. Franciszka) i pieśni religijnych.

To naprawdę ciekawa publikacja, przede wszystkim pod względem graficznym. Śliski papier, kolorowe fotografie, pozłacany i wytłaczany napis na okładce... Przewidziano także miejsce na pamiątkowe zdjęcie z Pierwszej Komunii Świętej dziecka, któremu chcemy podarować niniejszy album, a także na podpisy katechety, rodziny i gości.

Jest to również bardzo dobra pozycja ze względu na treść - elementy biografii Ojca Świętego Franciszka połączono z modlitwami, pieśniami, a nawet opowieścią o św. Franciszku i wilku z Gubbio. Publikację okraszają wspaniałe zdjęcia. Myślę, że album ten stanowić będzie wspaniałą pamiątkę dla wszystkich, którzy przyjmują Pierwszą Komunię Świętą w Roku Wiary 2013 - inauguracji pontyfikatu Papieża Franciszka.

Pierwsza Komunia Święta z Papieżem Franciszkiem
Wydawnictwo M, 2013 (za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję!)

sobota, 6 kwietnia 2013

Hans Christian Andersen "Królowa Śniegu"

Śnieg skrzypiący pod nogami, płatki wirujące w powietrzu niczym baleriny kręcące piruety, mróz tworzący wzorki na szybie... I te długie wieczory, w czasie których można usiąść z książką na kanapie, otulić się ciepłym kocem i z uczuciem błogości zatopić w ulubionej lekturze... A może wrócić do wspomnień z dzieciństwa...? Może... do baśni Andersena?

Zaraz, zaraz, o czym ja tu trajkoczę?! Jaki mróz, jakie długie wieczory? Halo, to już kwiecień, drzewa powinny zielenić się, kwiaty wyciągać swoje płatki w stronę słońca, a nam wypadałoby już przygotowywać się do majówki. Tak, tak, wszyscy chcielibyśmy, aby wróciła wiosna, ale na to się nie zanosi. Przynajmniej nieprędko. Zmiana czasu sprawiła, że dzień stał się dłuższy, na dworze śnieg miesza się z deszczem, tworząc niezbyt urodziwą ciapę, jakże więc mamy sięgnąć po, na przykład, "Królową Śniegu" i poczuć tę atmosferę prawdziwej zimy? Może ułożyć się pośród koców, kołder i poduszek (niczym księżniczka na ziarnku grochu - o! Kolejna baśń Andersena!), zaparzyć herbatkę, a podświadomość zrobi swoje? Jak chociaż spróbować?

Ja spróbowałam. Bez koców, kołder i poduszek. I udało mi się poczuć tę atmosferę. Może dlatego, że pan Andersen pisał tak pięknie, może dlatego, że z każdego zdania bije takie ciepło i przypomina się błogi okres dzieciństwa, a może to dzięki wspaniałym ilustracjom Vladyslava Yerko.

Opowieść ta pokazuje, jak ważna jest siła miłości i przyjaźni. Zachowując w sobie cząstkę dziecka, możemy góry przenosić. Wszak Gerda, gdyby poddała się, straciła wiarę i zapomniała o przyjaźni, jaka łączyła ją z Kayem, nie miałaby w sobie siły, by odnaleźć go i uwolnić. Hmm... Chyba mogłam zdradzić to, że wszystko dobrze się skończyło, prawda? Któż bowiem nie zna baśni o Królowej Śniegu?

Przy okazji wspomnieniowej notki z okazji Międzynarodowego Dnia Książki dla Dzieci, pisałam o tym, jak bardzo w dzieciństwie kochałam baśnie - w szczególności te, które wyszły spod pióra duńskiego pisarza, Hansa Christiana Andersena. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować samą siebie:
Ciepło bijące ze słów, dobre zakończenia (przeważnie...) i uniwersalność każdej baśni - to jest chyba to, za co tak je cenię.
Postanowiłam sprawdzić, czy w "Królowej Śniegu" odnajdę wszystkie te elementy, dzięki którym baśnie Andersena są dla mnie tak niezwykłe. Ciepło - obecne, już o tym wspominałam. Dobre zakończenie - melduje się. Uniwersalność - jest. Wszak to ponadczasowa opowieść, która nigdy nie ulegnie przedawnieniu, przeznaczona nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych.

Wydanie tej książki zachwyca. Duży format, twarda oprawa z obwolutą, śliski papier - ale przede wszystkim ilustracje. Niesamowicie działają na wyobraźnię. Widać w nich wielką dbałość o szczegóły, a każda ilustracja jest jakby żywa. I to również dzięki nim można poczuć tę wspaniałą atmosferę, jakbyśmy wraz z Gerdą przemierzali nieograniczone tereny Laponii w poszukiwaniu Kaya.

Na koniec może posłużę się samym cytatem Andersena, który jak nic innego oddaje to, jak należałoby postrzegać baśnie i do kogo autor je kierował:
Baśnie to pudełka: dzieci oglądają opakowanie, a dorośli mają zajrzeć do wnętrza.*

Hans Christian Andersen, il. Vladyslav Yerko, Królowa Śniegu
Wydawnictwo M, 2012 (za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję!)
___

środa, 20 lutego 2013

Łukasz Grass "Trzy mądre małpy" (audiobook)

Autor: Łukasz Grass
Tytuł: Trzy mądre małpy
Wydawnictwo: Ateria Sp. z o.o.
Czas trwania: 285 min

Kolejny audiobook, którego miałam okazję posłuchać, określany jest hasłem Polska odpowiedź na książkę Harukiego Murakamiego - "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu". Nie miałam okazji czytać żadnej powieści japońskiego pisarza, więc tej wyżej wspomnianej tym bardziej, ale z tytułu wnioskować mogę, że jest to książka... o bieganiu. (Ach, jakaż ja spostrzegawcza! ;-))

Trzy mądre małpy to książka także traktująca o bieganiu, choć nie tylko. Autor początkowo opisuje swoje dzieciństwo, gdy chciał być sportowcem, potem komentatorem sportowym. Pierwsze rozdziały mogę porównać do felietonu - tu autor wykłada swoje opinie na przykład o mediach, w których pracował. Łukasz Grass pisze o nich, ich roli i tym, jaki mają na nas wpływ. Włączamy telewizor i słuchamy o tragediach, o których nierzadko nie chcielibyśmy słyszeć. Otwieramy gazetę i czytamy o sensacjach robionych z byle czego. W tej kwestii zgadzam się z autorem. Jeśli chodzi o język, to autor nie stroni od wulgaryzmów, ale ogólnie w odbiorze jest dosyć lekki, z czego bardzo się cieszę. Dlaczego? A wyobraźcie sobie książkę, której słuchacie, pełną wyniosłych wyrażeń i specjalistycznego języka. Zapewne wyłączylibyście nagranie już po kilku minutach.

Głównym zagadnieniem, jaki porusza w swojej książce Łukasz Grass, jest sport. Z naciskiem na bieganie, pływanie i jazdę na rowerze. Już wiecie, jaka dyscyplina łączy w sobie te trzy, wyżej wymienione? Tak, tak. To triathlon. Wiele razy o nim słyszałam i czytałam. Że wyczerpujący, że dla twardzieli i że trzeba mieć naprawdę żelazny organizm, by dotrwać do mety. No i tu się nie dziwię. Bo żeby przepłynąć 3,8 km, pokonać rowerem 180 km, a potem jeszcze pobiec 42 km (to długości charakterystyczne dla Ironmana, siódmego w kolejności dystansu triathlonowego), trzeba być w niesamowitej kondycji. Ja odpadłabym już po pierwszych stu metrach biegu. Nie, nie żartuję. Inna sprawa, że ze względu na problemy zdrowotne, nigdy nawet nie mogłabym wystartować w podobnych zawodach, nawet na mniejszym dystansie (ot, chociażby Super Sprinterskim, czyli tym najkrótszym).

Trzy mądre małpy to książka niezła, ale na dłuższą metę wydała mi się nudna. Ciągłe słuchanie o bieganiu, pływaniu, jeździe rowerem w końcu sprawiło, że nie dosłuchałam audiobooka do końca. A słuchanie też nie było łatwe, bo głos lektora, Bartłomieja Topy, chwilami był tak monotonny, że oczy mi się kleiły... A tego pana jako aktora lubię, wobec czego ta monotonność w jego głosie była dla mnie nie lada zaskoczeniem. Oj, panie Bartku, mógł się pan bardziej postarać!

Przede wszystkim jednak książka ta naprawdę inspiruje. Kolokwialnie mówiąc, daje kopa w tyłek, by wreszcie ruszyć się z kanapy, włożyć dres i... pobiec. W siną dal. Gdzie nogi poniosą. Zalety? Lepsza kondycja, szczuplejsza sylwetka, zdrowie - zarówno fizyczne, jak i psychiczne...

A ja pobiegam, serio. Tylko niech się trochę ociepli! ;)

Za możliwość przesłuchania audiobooka bardzo dziękuję serwisowi Audeo.pl!


czwartek, 14 lutego 2013

"Barça Toons. Mistrzowie! Drużyna Marzeń"

Autor: praca zbiorowa
Tytuł: Barça Toons. Mistrzowie! Drużyna Marzeń
Wydawnictwo: Sine Qua Non 2012
Ilość stron: 44

Futbol Club Barcelona. Drużyna znana i podziwiana, od lat tocząca piłkarską wojnę z innym hiszpańskim klubem - Realem Madryt. I choć moje serce od paru już ładnych lat należy do Galacticos, to lubię czasem obejrzeć mecz Barçy, żeby... zobaczyć, czy ktoś im dokopie ;-) Haha, to był akurat żart. Nie czuję wielkiej nienawiści do tego klubu, może dlatego, że lubię niemal całą piłkarską reprezentację Hiszpanii.

A dziś będzie o innej reprezentacji. Oto komiksowa historia FC Barcelony, którą wydawnictwo Sine Qua Non przygotowało dla najmłodszych kibiców tego klubu. Co w niej znajdziemy? Przede wszystkim mnóstwo kolorowych rysunków. Nie brak tu także fotografii przedstawiających założycieli klubu, stadion czy zawodników. Komiksowe wersje tych ostatnich są jak żywe - wystarczy spojrzeć na rysunkowego Piquè czy Puyola.

W książce znajdują się też strony, na których na pierwszy rzut oka wydaje się, że zamieszczone są sylwetki barcelońskich piłkarzy. Są to jednak tylko ich rysunkowe wersje, a zamiast informacji o zawodnikach, mamy wyjaśnienia typowych piłkarskich terminów (czyli co robi pomocnik czy napastnik, co to jest rzut różny itp.) i krótki opis ich taktyki gry na boisku. Mimo że spodziewałam się właśnie sylwetek zawodników, uważam, że taki mini słowniczek również jest przydatny - mali miłośnicy piłki nożnej będą mogli nauczyć się podstawowych pojęć związanych z tą dyscypliną sportu.

Atutami wydania są również śliski papier, twarda lakierowana okładka i to nasycenie kolorów! Dzięki tej książce sama wiele dowiedziałam się o FC Barcelonie. Muszę też wspomnieć, że tu i ówdzie na obrazkach znajdziemy... hiszpańskie wyrażenia. Dobry sposób na naukę... Szkoda tylko, że nie są przetłumaczone... Mój wewnętrzny leń nie pozwala mi nawet sięgnąć po słownik, by sobie to i owo przełożyć na język polski ;-)

I wiecie, co? 

Ja chcę taką samą książkę, ale o Realu Madryt!

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.


wtorek, 12 lutego 2013

Elizabeth Chandler "Pocałunek anioła"

Autor: Elizabeth Chandler
Tytuł: Pocałunek anioła
Wydawnictwo: Dolnośląskie 2012
Ilość stron: 224

Istnieją książki ambitne - takie, które pamięta się długo po przeczytaniu, które zmuszają do refleksji. Są też i książki lekkie, zwykłe czasoumilacze, które służą zapełnieniu luki między kolejnymi naprawdę zasługującymi na uwagę pozycjami. Pocałunek anioła według mnie na pewno nie kwalifikuje się do pierwszej kategorii. Ale mam problem z umiejscowieniem go w tej drugiej. Bo tak właściwie to nie wiem, co powiedzieć o tej książce...

W otwierającym cykl Pocałunek anioła tomie o tym samym tytule, mamy do czynienia z utartym już schematem - zwykła dziewczyna i niezwykły chłopak. Gwoli wyjaśnienia, chłopak niezwykłym staje się dopiero po śmierci, ale nie będę zdradzać zbyt wiele. Ivy - urodziwa i utalentowana nastolatka spotyka się z Tristanem (ach, cóż za romantyczne imię!). Ten jednak ginie w wypadku. Dziewczyna nie może poradzić sobie ze stratą i mimo że do tej pory ogromnie wierzyła w obecność i pomoc Aniołów, po tym wydarzeniu traci w nie całą wiarę. Jednak jest ktoś, komu bardzo zależy na tym, by Ivy odzyskała swoją wiarę...

Pocałunek anioła to z jednej strony pozycja mocno infantylna. Widać niedopracowany warsztat pisarki, niedociągnięcia językowe i, ogólnie rzecz biorąc, bałagan stylistyczny. Oprócz tego razi w oczy ciężkostrawny w odbiorze język. Dialogi, którymi posługują się bohaterowie, w większości zamiast napędzać akcję, sprawiały, że po prostu się irytowałam. Co jeszcze mogę rzec? Z natury nie czytam romansów - od przesytu czułości człowiekowi może zrobić się niedobrze. Na szczęście w tej książce nie było akurat z tym tak źle. Natomiast najbardziej przyczepię się do bohaterów. Słabych, nudnych, szablonowych, wtopionych w tło, kompletnie bez charyzmy... Wyliczać dalej? Chyba nie trzeba. Owszem, znalazło się parę wyjątków, którzy nadali tej książce charakteru (jak Gary, Will czy Lacey) i to dzięki ich nietuzinkowym osobowościom niniejsza pozycja nie musi zostać zaszufladkowana jako "Książka, w której ani jeden bohater nie wyróżnia się kompletnie niczym". A mogłaby.

No dobrze, ale czy naprawdę w całej tej niewiele ponad dwustu-stronicowej powieści nie znajdzie się nic więcej pozytywnego, niż tylko garstka postaci z charakterem? Okej, okej, muszę przyznać, że na szczęście istnieje jeszcze druga strona medalu. Bo trudno wylewać kubeł pomyj na książkę, która momentami jest naprawdę interesująca. Że chwilami irytuje - to fakt. Że czasem przytłacza swoją infantylnością - to też prawda. Ale jednocześnie wciąga i porusza ciekawy temat Aniołów. Jeśli pozbyć by się tych wszystkich nudnych wstawek, niczym nie wyróżniających się bohaterów i irytujących dialogów, powstałaby naprawdę świetna książka. I może nawet kwalifikowałaby się do ambitnych lektur - przecież skoro traktuje o Aniołach, to równocześnie zmusza do refleksji nad samym sobą i ludzkim życiem. I o tym, co dzieje się z nami po śmierci. Jednak przez powyżej wymienione słabe strony tej książki, stała się ona banalną pozycją z gatunku paranormal romance. I trafiła na półkę z literaturą dla młodzieży.

Dam piątkę na zachętę - zobaczymy, co będzie dalej. Gdybym miała krótko podsumować Pocałunek anioła, rzekłabym, że to kolejna książka z niewykorzystanym potencjałem. Ach, ileż ich już było...