poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jej biodra nie kłamią ("Shakira. Bose stopy, białe sny" Reyes Salvador Román, Kamil Misiek).


W tle właśnie pobrzmiewają piosenki z płyty "Sale El Sol", specjalnie włączonej przy okazji pisania recenzji biografii kolumbijskiej artystki, Shakiry. To kobieta niesamowita. Doszłam do tego wniosku pod koniec czytania książki: "Shakira. Bose stopy, białe sny". Działalność charytatywna, stronienie od rozgłosu, tworzenie nowych piosenek, zamiast brylowania na salonach, co powinno być priorytetem dla każdego wokalisty... Naprawdę jest za co ją podziwiać.

Jednak początki Shakiry nie były tak różowe. W dzieciństwie jej rodzinę dotknęła tragedia oraz krach finansowy. Jej kariera muzyczna nie wzięła się z kosmosu, artystka musiała wiele pracować, aby osiągnąć sukces. Jak sama przyznawała:

"Był to jeden z najbardziej wykańczających momentów w moim życiu. Płakałam po nocach, myśląc, że nie będę w stanie osiągnąć sukcesu."*

Obecnie Shakira nie musi narzekać na brak zainteresowania, nie tylko w kwestiach czysto zawodowych, lecz również jeśli chodzi o życie prywatne, za sprawą związku ze znanym piłkarzem drużyny FC Barcelony, Gerardem Piqué.

Biografia Shakiry to rzetelnie przygotowana i dopracowana publikacja, której ogromny atut stanowią fotografie. Zabrakło mi tylko zdjęć z okresu dzieciństwa, a skoro już przy tym okresie życia artystki jesteśmy, to chciałabym dowiedzieć się więcej o czasie, który spędziła u krewnych w Los Angeles. W książce znajduje się tylko jednozdaniowa wzmianka informująca, że Shakira została tam wysłana, by oszczędzić jej zmartwień spowodowanych bankructwem rodzinnego biznesu. W życiu zawodowym artystki pojawiało się wiele plotek, i o tych mniej lub bardziej znanych skandalach również w tej książce przeczytamy. Mimo tego nie jest to relacja rodem z plotkarskiego portalu, jakich pełno, lecz dokładnie przedstawiony problem. Ten optymalny dystans między scharakteryzowaniem czegoś, co wzbudzałoby kontrowersje, a zamianą w donosiciela niskiej klasy brukowca został zachowany i autor (a właściwie autorzy, bo ostatni rozdział o macierzyństwie Shakiry został napisany przez Polaka, Kamila Miśka) nie zniża się do poziomu "sensacji za pieniądze".

Jeśli daliście się porwać urokowi tej artystki... Jeśli intryguje Was jej oryginalna, jakże ciekawa, barwa głosu... Jeśli Wasza reakcja na jej taniec bioder przypomina: "Wow, jak ona to robi?"... Jeśli kiedykolwiek w życiu próbowaliście tańczyć "Waka Waka"... To w świątecznej gonitwie znajdźcie chwilę czasu, udajcie się do najbliższej księgarni, zakupcie sobie tę biografię i włóżcie pod choinkę. Taki prezent od Was dla Was. (Czemu nie?). Dlaczego? Bo warto!

Shakira. Bose stopy, białe sny, Reyes Salvador Román, Kamil Misiek,

Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Panu Oskarowi z Wydawnictwa SQN!

____
* Cytat pochodzi z książki: "Shakira. Bose stopy, białe sny" (tytuł oryginalny: Shakira. Así es su vida), aut. Reyes Salvadon Román, Kamil Misiek, tłum. Barbara Bardadyn, Wydawnictwo IUVI, 2013, str. 28.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zielone światło dla zdrowego stylu życia ("Sposoby na zdrowy styl życia według Mai Sablewskiej. Zamień białe na zielone", Maja Sablewska).

 
Nie prowadzę zdrowego trybu życia. Wiedziałam to już od dawna, ale ten poradnik jeszcze bardziej uświadomił mi ten wstydliwy fakt. Uwielbiam śmieciowe jedzenie, chodzę ostatnio spać bardzo późno i gdybym mogła, chętnie zgromadziłabym w pokoju zapasy słodyczy i niezdrowych przekąsek. Gdybym miała stosować się do wszystkich zaleceń wymienionych w niniejszej książce, musiałabym zrezygnować z 99% procent swoich przyzwyczajeń... Choć poradnik ten tyczy się nie tylko zdrowego trybu życia, ale również tego, jak schudnąć. Jedno z drugim się wiąże. Lecz mi bardziej przyda się złapanie kilku kilogramów, niż ich zrzucenie. Ot, chudzinka ze mnie.
 
Co składa się na zdrowy styl życia? Przede wszystkim szczególne zalecenia żywieniowe, ale do nich dołącza także optymalna ilość snu, codzienny wysiłek fizyczny, relaks i odpowiednia pora na wypróżnienie. Życie pod ciągłymi zasadami nie jest mi jednak na rękę. Nie lubię rozkazów, nakazów, zakazów. Gdybym miała co chwila kontrolować swój apetyt czy unikać, dajmy na to, produktów z cukrem, to chyba bym oszalała. Na takiej "diecie" nie wytrzymałabym dłużej niż pięć minut.
 
Ale książka ta nie nawołuje ślepo do zmiany stylu życia. Maja przekształciła zasady tak, by pasowały do niej, do jej stylu życia i upodobań - oczywiście, że zachowała te najważniejsze nakazy, ale też, na przykład, nie zrezygnowała z popijania ulubionej kawy. Książka zawiera także różne sposoby i przepisy na śniadanie i obiad (bo jedzenie kolacji Maja odradza). Fajnie. Maja podzieliła się także swoją historią, dając przykład, że zmiana stylu życia na zdrowy daje efekty. Też fajnie. I przede wszystkim niniejszy poradnik jest tak kolorowy i tyle w nim zdjęć... Fajnie. Choć z drugiej strony - ilość fotografii nieco przytłacza. Należę do wzrokowców, a wzrokowców zawsze cieszą zdjęcia, rysunki, ciekawa oprawa graficzna i tak dalej... Ale szesnaście stron pod rząd (liczyłam) fotografii przedstawiających Maję z warzywami, Maję z owocami, Maję z czymś, co przypomina suszone wodorosty (nie mam pojęcia, co to jest, tylko zgaduję) czy słoikiem z naklejoną kartką z napisem "100% LIPA" i rysunkiem jakiegoś kłosa (że niby to jest to drzewo?)... No właśnie. Trochę lipa.

Najnudniejszym chyba rozdziałem był ten przedostatni. Znajdują się w nim porady ludzi, którzy wspierają Maję - między innymi pani dietetyk czy lekarza medycyny estetycznej. Są to znane, wałkowane niemal wszędzie i rozbijane na części pierwsze tematy... Co do języka - jest nieskomplikowany, przystępny, jakby autorka po prostu mówiła do czytelnika. Jednak chwilami miałam wrażenie, że może jednak jest zbyt prosty.
 
Ogólnie odebrałam tę książkę pozytywnie, oprócz wytykanych tu i ówdzie wad. Mam nadzieję, że przynajmniej część porad i zaleceń w niej zawartych wprowadzę do swojego życia. Zdrowo żyć = żyć dłużej!

Sposoby na zdrowy styl życia według Mai Sablewskiej. Zamień białe na zielone, Maja Sablewska
Wydawnictwo G+J, 2013
 
Książkę pożyczyłam od Ciarolki, bardzo dziękuję za możliwość jej przeczytania! :).

piątek, 6 grudnia 2013

Zimowo mi... + FOTO.



Ach, zima... Lubię ją. Ma w sobie coś takiego tajemniczego, emocjonującego i budzącego grozę zarazem. No i te długie wieczory... I Święta... Tak, zdecydowanie lubię zimę. Co nie znaczy, że akceptuję ją ze wszystkim, co przynosi. Na ścinający mróz, huczący groźnie wśród gałęzi drzew wiatr i śnieg sypiący prosto w twarz można jednak znaleźć sposoby.




Zimowym niezbędnikiem chyba wszystkich moli książkowych jest zbiór następujących wiktuałów:

a) koc / kołdra - do wyboru, do koloru, byleby grzało!;
b) kubek z gorącą herbatą / kawą / czekoladą - to już zależy od gustu smakoszy, bo przecież jeden lubi herbatkę z cytrynką, inny caffe latte czy jakieś espresso, a jeszcze inny przepada za Milką w wersji pitnej;
c) i oczywiście coś, bez czego nie można wręcz się obyć, czyli... książka. Tak. To jest to. Nieważne, czy jakieś zakurzone, opasłe tomisko, czy pachnący nowością i jeszcze ciepły egzemplarz z drukarni. Książka może być idealną alternatywą dla wyjścia na dwór w chociażby tak zimny dzień jak dzisiaj (u Was też szaleje Ksawery? :-)), ale również dla nieuczenia się biologii, odrobienia pracy domowej, spania... No, chyba że, tak jak ja, większość czasu spędzacie przed komputerem.


Oczywiście, czym byłby zimowy niezbędnik mola książkowego bez pewnej uroczej istoty, którą większość z nas, jak wynikło z  moich obserwacji, posiada w domu. Panie i Panowie, mowa oczywiście o... kocie. Ten mający nas czasem w ogonie osobnik potrafi wtulić się w okolice naszej szyi, naśladując dźwięk traktora, czym jednocześnie denerwuje swojego właściciela ("Czy on może być już cicho?") i rozczula go ("Ojejku, jaki kochaś, och, maleństwo, awww").



Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o mikołajkach. A raczej o pewnej niespodziance, jaka czekała na mnie na biurku po powrocie ze szkoły (bo prezentami nie będę się chwalić, chyba nie wypada ;-)). Była to paczka od Wydawnictwa Sine Qua Non, które ma idealne wręcz wyczucie czasu - książki do recenzji przybyły do mnie jak prezenty mikołajkowe :-). Nie muszę ukrywać, że cieszyłam się jak głupia. A co było w paczce? Zobaczyć możecie tu: klik.


A do Was przyszedł dziś Mikołaj... czy Ksawery? :-D.
Pozdrawiam mikołajkowo!

Pozować każdy może... niedługo na poważnie zabiorę się za tę książkę!

EDIT: Więcej zdjęć? Zapraszam na mój profil na Instagramie!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Sprawdź się! ("Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?", William Poundstone).


No! Teraz to ja jestem przygotowana! Gdy już zdam maturę (tak, tak, marzyć to ja mogę, zwłaszcza teraz, gdy całą reformę pozmieniano, a mój rocznik jest z gatunku tych królików doświadczalnych), potem pójdę na studia i zostanę magistrem... a najlepiej doktorem czegośtam, a następnie wybiorę się na rozmowę kwalifikacyjną, to nic mnie już nie zaskoczy.

No dobra, chyba, że zadane zostanie mi takie pytanie:

"Masz przed sobą zegar analogowy ze wskazówką sekundową. Ile razy dziennie wszystkie trzy wskazówki zegara nachodzą na siebie?"*

Albo takie:

"Posłuż się językiem oprogramowania, żeby opisać kurczaka"**

Wtedy może być kiepsko. Ale książka Williama Poundstone'a to prawdziwa kopalnia informacji na temat rozmów kwalifikacyjnych (nie tylko w Google), a przede wszystkim także technik i sposobów rozwiązania zadań i odpowiedzenia na pytania zadawane podczas tychże rozmów. A trzeba przyznać, że poprzeczka stoi wysoko. Bardzo wysoko. Mi samej udało się wykombinować odpowiedź zaledwie na jedno spośród tylu zawartych w tej książce przykładowych zadań. Ale teraz, gdyby popatrzeć na nie przez pryzmat doświadczenia i wiedzy, jakie nabyłam po lekturze, nie wydają się one takie straszne.

A poza nimi i obszernym rozdziałem poświęconym odpowiedziom, Poundstone ze swadą i humorem opowiada o tym, jak to się pracuje w Google czy siedzibie Facebooka (można tam przychodzić z własnym psem!), kto wymyślił wszelakie łamigłówki (i ich rozwiązania) oraz co bada dane zadanie. Jednym z najbardziej interesujących rozdziałów w niniejszej książce jest ten pt. "Praktyczny poradnik dotyczący podchwytliwych pytań zadawanych podczas rozmów o pracę". Poundstone podsuwa nam rady i opisuje kolejne typy zadań, wraz z przykładami, i, co oczywiste, ich rozwiązaniami. Dużo tu schematów, tabelek, grafik - to cieszy oko wzrokowca, którym jestem i który niewątpliwie szybko znudziłby się, gdyby miał przed sobą strony zapełnione samym tekstem.

Muszę przyznać - ciekawa jest ta książka. A jaka przydatna! Nie będę ukrywać, że najbardziej interesowały mnie przykładowe zadania, ale i reszta publikacji w zasadzie jest konieczna, by poznać te wszystkie procedury i strategie od kuchni. Takie podchwytliwe, czasem wręcz kuriozalne, pytania zadawane na rozmowach kwalifikacyjnych mają swój cel. Nie wystarczy przecież zapytać potencjalnego pracownika, jaki zna język obcy i gdzie studiował. Teraz to za mało. Teraz liczą się takie umiejętności, jak racjonalne myślenie, szybkie kojarzenie faktów i ciągu zdarzeń oraz wydajność naszej pamięci. Chcecie sprawdzić, czy nadajecie się do pracy w Google albo w innej znanej firmie? Chcecie rozwinąć swój umysł? A może chcecie po prostu upewnić się, że te zadania faktycznie są takie trudne, za jakie je początkowo wzięłam (i nadal uważam, że poprzeczka stoi wysoko)? Proszę bardzo! To książka dla Was.

Ale wiecie co? Chyba dwa razy się zastanowię, zanim pójdę na rozmowę o pracę w Google ;-).


Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?, William Poundstone
Wydawnictwo Sine Qua Non, 2013

Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Panu Oskarowi z Wydawnictwa SQN!

______
* Cytat pochodzi z książki: "Czy jesteś wystarczająco bystry, żeby pracować w Google?" (tytuł oryginalny: Are You Smart Enough To Work At Google?), aut. William Poundstone, tłum. Krzysztof Mazurek, Wydawnictwo Sine Qua Non, 2013, str. 101.
** Tamże, str. 85.