piątek, 11 kwietnia 2014

LITERATURA: "Miodowa pułapka", Unni Lindell

 




Znasz to uczucie? To przyspieszone bicie tętna, ten wzrok łapczywie pożerający kolejne litery, niecierpliwe zaglądanie na kolejne kartki... Tak się właśnie dzieje, gdy masz do czynienia z kryminałem.







 Kryminały zaczynają podbijać moje serce. Serio. To znaczy, może niezbyt precyzyjnie się wyraziłam. Chodzi o to, że wkręcam się w tę atmosferę i próby rozwikłania: kto, jak, kiedy, gdzie. Oczywiście do tego dochodzą także programy telewizyjne o panu Malanowskim i jego partnerach czy wydziale śledczym W-11. I proszę bardzo, zastanawiam się nad kryminalistyką.

Jednak, jak powiedział jeden z bohaterów "Miodowej pułapki", "To nie jest amerykański serial telewizyjny*". Zgadza się. Nawet w przypadku historii opisanej w tej książce trudno było połączyć ze sobą kolejne wątki i znaleźć sprawców. Autorka niby coś podpowiadała, podrzucała informacje, ale tak naprawdę wpuszczała czytelnika w maliny, by później posterować jeszcze fabułą i ostatecznie wskazać winnych. I mimo że myślałam, że pewne wątki wprowadzono niepotrzebnie albo bez jakiegoś wyraźnego powodu, okazało się, że miały dla biegu wydarzeń określone znaczenie. Znalazłam pewną nieścisłość, co do której muszę się jeszcze w tej książce doszukać, bo może coś ominęłam... Taaak, te problemy z pamięcią ;).

Ta wielowątkowa książka dostarcza wielu emocji. Nienawiść, strach, niedowierzanie. Tłem dla kryminalnej zagadki jest konflikt pomiędzy szefem zespołu, Cato Isaksenem, a nową pracownicą, Marian Dahle. Czy nieco gburliwy szef i charyzmatyczna kobieta nawiążą nić porozumienia, by wspólnie poprowadzić śledztwo?

Miodowa pułapka... Tytuł nie ma nic wspólnego z treścią przez jakieś 3/4 powieści. Dopiero później odkrywamy, o co chodzi. Od Was zależy, czy zechcecie poznać tajemnicę miodowej pułapki...

Za egzemplarz do recenzji dziękuję

____
* Cytat pochodzi z książki: "Miodowa pułapka" (tytuł oryginalny: "Honningfellen"), aut. Unni Lindell, tłum. Maria Gołębiewska-Bijak, Wydawnictwo Czarna Owca, 2013, str. 332.

6 komentarzy:

  1. To kryminał, który nie do końca spełnił moje oczekiwania, ale nie był zły. Średnia półka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest coś zachęcającego w Twojej recenzji :) choć bardziej od kryminałów lubię thrillery :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaintrygował mnie tytuł - skojarzył mi się z lepem na muchy ;) Jak byłam na przełomie podstawówki i gimnazjum to miałam absolutnego fioła na punkcie W11 - co wieczór siadałam i uważnie śledziłam, co będzie dalej. Moją ukochaną parą byli Asia i Sebastian i zawsze powtarzałam, że jak będę duża to pójdę do policji. Już mi przeszło, ale sentyment do kryminałów mi pozostał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, kiedy byłam w podstawówce, chodziłam po lekcjach do przyjaciółki i tam oglądałyśmy W-11. Siedziałam tam, póki Mama nie przyszła po mnie zdenerwowana, bo nigdzie nie mogła mnie znaleźć :D. Już w sumie potem wiedziała, że siedzę u mojej przyjaciółki.
      Te czasy... :)

      Usuń
  4. Parę lat temu czytałam wiele kryminałów i oczywiście seriale detektywistyczne też oglądałam. Później jakoś mi przeszło, ale... może warto by do nich wrócić ;)

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy!
Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione słowa.
Bardzo lubię długie komentarze, zatem jeśli chcecie napisać coś więcej - śmiało! Przeczytam i odpowiem na nie z przyjemnością :)

Życzę miłych chwil przy odwiedzaniu mojego bloga :)