środa, 8 stycznia 2014

FILM: "Czarny łabędź"

 



Wspaniały film. Portret psychologiczny osoby dążącej do perfekcji z brawurową rolą Natalie Portman w rytmie niezapomnianej muzyki "Jeziora łabędziego".




Zabierałam się do obejrzenia tego filmu bardzo długo. A to przecież jeden z najbardziej intrygujących obrazów ostatnich lat, aspirujący do miana arcydzieła, dla wielu już tym mianem obdarzony. Film, za rolę w którym Natalie Portman została nagrodzona Oscarem. Moim zdaniem, w pełni zasłużenie.

"Czarny łabędź" to film, w którym fantazja miesza się z rzeczywistością, prawda z ułudą. W pewnym momencie widz już nie wie, czy to, co dzieje się w filmie, jest realne, czy ma po prostu do czynienia z chorą wyobraźnią głównej bohaterki. Zaraz, a może to wcale nie jest nawet ona? Może to jej alter ego...

Trudno zebrać myśli i przelać je do recenzji po obejrzeniu filmu, o którym właściwie... nie za bardzo wiadomo, co myśleć. Bo z jednej strony to genialne przedstawienie studium psychologicznego osoby, która za wszelką cenę dąży do perfekcji, sławy, która chce utrzymać swoją pozycję, nie stracić upragnionej roli. Wyścig szczurów, jaki w obecnych czasach ma miejsce niemalże wszędzie, znalazł w tym filmie swoje odzwierciedlenie w zachowaniu Niny i Lily. Z drugiej - plątanina uczuć, emocji, zachowań z udziałem głównej bohaterki. Niełatwo czasem połapać się, o co chodzi i dlaczego tak, a nie inaczej. Być może każda scena ma w tym filmie swoje znaczenie - a raczej na pewno, dla mnie jednak nie wszystko zostało wyjaśnione. Może to i dobrze - pewnie obejrzę ten film jeszcze kiedyś, wtedy zrozumiem więcej. Na razie w odkryciu niektórych sekretów pomogła mi książka, z którą płyta została kupiona.


Ten film przypomniał mi, jak bardzo chciałam swego czasu tańczyć w balecie. Uświadomił jednak również tę ciemniejszą jego stronę: poświęcenie, wyścig szczurów, wyrzeczenia. Być może rola Czarnego Łabędzia jest metaforą roli, jaką część z nas odgrywa na co dzień. I jak wiele lęków nam towarzyszy. Niełatwo się jednak ich pozbyć... Towarzyszą nam nierzadko osoby, które są przy nas tylko po to, by któregoś dnia przysłowiowo "wbić nam nóż w plecy", czyli wygryźć nas, czegoś pozbawić...

W "Czarnym łabędziu" była jedna scena, którą przewinęłam: ta erotyczna między Niną a Lily. Chociaż, czy aby na pewno między nimi? Na wierzch znów wychodzą lęki, zwidy, skryte pragnienia, obsesyjne myśli głównej bohaterki. Muszę jeszcze raz wspomnieć o Natalie Portman, bo określenie "brawurowa rola" chyba nie wystarczy. Artystka zagrała świetnie, niesamowicie realistycznie przedstawiając niestabilną psychicznie Ninę, warto też wspomnieć, że sama odgrywała sceny taneczne (choć natknęłam się kiedyś na informację, jakoby była dublowana; zdaje się jednak, że jest ona nieprawdziwa). Mila Kunis również ciekawie przedstawiła swoją postać: widziałam ją w filmie "Księga Ocalenia", w którym zagrała z Danzelem Washingtonem (i którego ja jak zwykle nie oglądałam od początku). Mam ochotę zobaczyć kilka innych produkcji z jej udziałem.

To jeden z takich filmów, którego nie zapomnicie po obejrzeniu. Będzie Was nurtowało, dlaczego wszystko w nim działo się tak, a nie inaczej, i dlaczego skończył się tak, a nie inaczej. Inna sprawa - jak się konkretnie skończył? Tu również reżyser pozostawia pole do popisu naszej wyobraźni, bo zakończenie w zasadzie nie jest zamknięte, ostatecznie określone. Z jednej strony fajnie jest pośród dość sporej liczby przeciętnych, służących wyłącznie ku naszej rozrywce, produkcji znaleźć taką, która nas zaintryguje i nie pozwoli po prostu o sobie zapomnieć. Z drugiej - ciągłe powracanie myślami do takiej produkcji bywa nieco irytujące. Ale czyż nie takie filmy najbardziej lubimy?

16 komentarzy:

  1. Świetny film, na pewno jeszcze kiedyś obejrzę go ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, ten film daje dużo do myślenia. W zasadzie spodziewałam się czegoś innego, bardziej łatwego w odbiorze, tymczasem zaskoczona zostałam tą gmatwaniną emocji i zachowań bohaterów filmu. Na pewno obejrzę go ponownie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba zacząć tak - Mery ma obsesję na punkcie filmów o ludziach psychicznie chorych. I wcale nie wiedziała, że ten film taki jest. Ten film miał po prostu w obsadzie Milę Kunis z którą zaserwowała sobie kiedyś w "To tylko seks" (a ten film jest całkiem przyjemny i Mery bardzo lubi patrzeć jak oni tańczą do New York, New York) i jakoś tak Mery naszło, żeby obejrzeć. I więc tak:
    -tak, tak, ten film jest naprawdę bardzo dobry
    -świetne są drugoplanowe związki - z matką i nauczycielem. Szczególnie matka, jakie prawdziwe!
    -sam wyścig szczurów i pogłębianie się choroby może nie jest jakieś fascynujące w tym filmie, jednak balet tworzący tutaj otoczkę świetnie się sprawdza, by podkreślić i jednocześnie odwrócić uwagę od tego pogłębiania się choroby
    -szczególnie ta kulminacja, która pojawia się podczas występu
    -Natalie świetna, Mila miła, zresztą, jeśli o to chodzi, to chyba wszyscy się zgadzają
    -jednak jest coś niepokojącego, jeśli nie da się uzasadnić sympatii do tego filmu - na pewno film jest świetny od tych wszystkich stron techniczno-wykończeniowych na których się nie znam, na pewno trzyma w napięciu, czasami odrzucając, czasami fascynując, czasami uspokajając
    -i naprawdę nie mam żadnych zarzutów, emocje wywołał, trochę myśli. wbił się w pamięć w dziwny sposób, więc muszę sobie przypomnieć. jak nic. Trochę wątpliwości było, jednak nie wiele i jedno, czego żałuję, to że z tego filmu wyniosłam przede wszystkim zrozumienie, żadnych głębszych myśli.

    Btw, o co chodzi w drugim akapicie od końca w drugim zdaniu? Troszkę źle sformułowane, bo scena jak scena, była. Potem oczywiście się okazało, że wydarzyć nic się nie wydarzyło, to tylko sen, jednak scena w filmie cały czas była.
    Irytujące? Może to ta godzina, ale dlaczego akurat irytujące? (patrz: przedostatnie zdanie recenzji)

    A tak w ogóle, muszę wreszcie obejrzeć Requiem dla snu tego reżysera.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja zacznę od końca, wyjaśniając wątpliwości :). Faktycznie, być może nieco źle sformułowałam to zdanie. Ktoś, kto oglądał film pewnie będzie wiedział o co mi chodzi, jednak tak, jak piszesz, "scena jak scena, była", przynajmniej w tym filmowym wymiarze. A tak naprawdę to był to wytwór wyobraźni bohaterki czy też jej sen. W kwestii irytacji - no wiesz, ciągle myślisz o jakimś filmie, co by było gdyby, powracasz do niego, nurtują Cię pewne sprawy, kwestie, wydarzenia - właśnie o to mi chodziło :).

      Co do "stron techniczno-wykończeniowych" to mnie na samym początku trochę przeszkadzały trzęsące ruchy kamery, jednak to było zamierzone, by oddać również w pewien sposób perspektywę bohaterki i przeżywane przez nią emocje, i nadać autentyczności filmowi.

      Scena finałowa jest jak dla mnie chyba najlepszą w całym filmie. Wszystko, co przeżywa Nina zbiera się w jedno, następuje kulminacja, przepiękny taniec no i w ogóle ach. I to zakończenie, o którym wspominałam.

      A co do Mili, to mam w planie do obejrzenia takie filmy z jej udziałem, jak "Ted", "Oz Wielki i Potężny" i właśnie wspomniany przez Ciebie "To tylko seks".

      Usuń
    2. Ale to taka smutna i jednocześnie przyjemna irytacja, prawda? :)

      Ruchy kamery zrozumiałe, w dodatku jeszcze te okropieństwa i subtelności razem zestawione (ten okropny palec a jednocześnie jakiś różowiusi pokój).

      Scena finałowa - tak, tak. I ta chwila przed nią (kiedy Lily zagląda i mówi, że to był świetny występ, a Nina uświadamia sobie, że to jej psychika) - ta mina Natalie - świetna. Przyznam, że Ted jakoś w ogóle mnie nie interesuje, jestem jakoś do niego uprzedzona. Oz może kiedyś, chociaż podobno nie udał się ten film. Ja raczej przyglądam się "Księdze ocalenia" (podobało się?) i może gdzieś kiedyś Max Payne...

      Usuń
    3. Czy ja wiem, czy irytacja może być przyjemna? ;)

      Na tyle, ile widziałam - TAK, ten film jest świetny! Ta surowa, nieco przerażająca scenografia, no i oczywiście genialny Denzel Washington i świetnie spisująca się w swojej roli Mila Kunis... Polecam! Daj znać, jeśli obejrzysz, czy Ci się spodobało.

      Usuń
  4. To prawda, nie da się o tym filmie zapomnieć - sama po latach wciąż mam go w głowie. Być może niedługo do niego wrócę, naprawdę zrobił na mnie mocne wrażenie. Szczególnie, że od wielu, wielu lat jestem ogromną miłośniczką talentu Natalie Portman i wprost nie mogę oderwać od niej oczu, kiedy pojawia się na ekranie :) Milę Kunis zresztą również darzę ogromną sympatią. A do tego lubię takie trudne, niejednoznaczne filmy...

    Swoją drogą, ja też kiedyś miałam tańczyć w balecie, ale na szczęście odwidziało mi się - myślę, że nie dałabym rady psychicznie w takich okolicznościach, w jakich wiecznie znajdują się tancerki...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wraz z przyjaciółką byłyśmy w kinie na "Czarnym łabędziu" i obie byłyśmy pod wielkim wrażeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam i masz rację tego filmu nie da się zapomnieć. Głównie dzięki kreacji głównej bohaterki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam okazji jeszcze widzieć tego filmu. Ale tak ciekawie o nim napisałaś, że postaram się go obejrzeć. Dobrze przedstawiony portret psychologiczny? To coś, czego ominąć nie mogę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Koleżanka próbowała namówić mnie na obejrzenie tego filmu, jednak ostatecznie sięgnęłyśmy po coś innego. A szkoda jak widać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możecie to nadrobić, zaglądając do wypożyczalni DVD ;).

      Usuń
  9. Oglądałam ten film niedługo po premierze i muszę powiedzieć, że nie wywarł na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Raczej zawsze myślałam o nim jak o "tym dziwnym filmie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo faktycznie taki dziwny jest. Pełno w nim tej dziwności. Jest niejednoznaczny, nie do końca zrozumiały, zmuszający do myślenia. I między innymi dlatego tak wciąga :).

      Usuń
  10. Uwielbiam ten film. Był naprawdę poruszający - niezmiernie mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi też się podobał. Na początku zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Trochę mnie zaskoczył i wciągnął, a po wszystkim aż nie mogłam spokojnie zasnąć. Ma w sobie to "coś"

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy!
Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione słowa.
Bardzo lubię długie komentarze, zatem jeśli chcecie napisać coś więcej - śmiało! Przeczytam i odpowiem na nie z przyjemnością :)

Życzę miłych chwil przy odwiedzaniu mojego bloga :)