Z filmami nakręconymi na podstawie autentycznych wydarzeń to jest tak: albo okaże się szmirą, która chce tylko wycisnąć kasę na ciekawej historii, albo obrazem, który wciśnie w fotel, wywoła emocje i zbierze dobre oceny.
Historię Jaśka Meli zna chyba każdy. Nie znasz? Ups. I mimo że nie zaczyna się różowo, to ma niesamowity wpływ. Motywuje. Daje siłę. Pokazuje, że warto walczyć, wierzyć, spełniać marzenia. Że nie można się poddawać. Że wszystko jest możliwe.
Skupiając się na kreacjach aktorskich, mogę powiedzieć, że Bartłomiej Topa (odtwórca roli ojca Janka) przyćmił chyba wszystkich. Dał niezły pokaz swoich umiejętności. Nawet Magdalena Walach (tutaj jako matka) zagrała dość ciekawie, chociaż niezbyt za nią przepadam. I w końcu Maciej Musiał, który zmierzyć się... musiał (sic!) z główną rolą. Dzięki temu odciął się trochę od postaci bananowego Tomka Boskiego z popularnego serialu "rodzinka.pl", i trzeba przyznać, że nawet dobrze mu poszło.
Co mnie nieusatysfakcjonowało? Oglądając film, zastanawiałam się, ile jeszcze będzie trwać, skoro tyle już minęło, a nadal nie było mowy o tytułowym biegunie. No i gdzie nakręcą te sceny - w Tatrach? Okazało się jednak, że scen biegunowych nie nakręcano ani w Tatrach, ani w Alpach ani w innych górach. Wstawiono po prostu fragmenty oryginalne z wyprawy Jaśka. Czy pozostawiło to niedosyt? No może w pewnym sensie, ale za to dodało filmowi realizmu.
Przypomina się film poświęcony historii Agaty Mróz-Olszewskiej, "Nad życie". I porównując oba te obrazy, muszę przyznać, że "Mój biegun" robi lepsze wrażenie. Nie wiem, czy to sprawka aktorów, scenariusza, montażu, muzyki czy czego tam jeszcze (bo przecież obie te historie wzruszają i zapadają w pamięć), ale film o Jaśku zdaje się jakby bardziej autentyczny.
Powracając klamrą do wstępu - szmira to to nie jest. I choć do arcydzieła trochę temu obrazowi brakuje, to na pewno warto go obejrzeć. Ot, choćby aby poznać całą historię tego niezwykłego chłopaka.
Boję się takich filmów- strasznie mnie wzruszają i nie mogę po nich wrócić do porządku dziennego- ale jednak za to je właśnie kocham!
OdpowiedzUsuńByłam z klasą w kinie na tym filmie. Niektórzy podeszli do niego emocjonalnie inni...cóż, szczeniacko, a film jest niesamowity. Oby nikomu więcej nie przytrafił się taki wypadek :(
OdpowiedzUsuńNigdy wcześniej nie ssłyszałam o tym filmie, czego żałuję. Chyba właśnie podsunęłaś mi zajęcie na wieczór! :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie go wczoraj obejrzałam. Mam jednakowe odczucia co ty :)
OdpowiedzUsuńMuszę go w końcu zobaczyć.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym filmie! I powiem Ci, że jestem zaciekawiona :) Chociaż nie spodziewam się szału :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten film:)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o nim, ale boję się wylanych łez :D
OdpowiedzUsuń