Ach, zima... Lubię ją. Ma w sobie coś takiego tajemniczego, emocjonującego i budzącego grozę zarazem. No i te długie wieczory... I Święta... Tak, zdecydowanie lubię zimę. Co nie znaczy, że akceptuję ją ze wszystkim, co przynosi. Na ścinający mróz, huczący groźnie wśród gałęzi drzew wiatr i śnieg sypiący prosto w twarz można jednak znaleźć sposoby.
Zimowym niezbędnikiem chyba wszystkich moli książkowych jest zbiór następujących wiktuałów:
a) koc / kołdra - do wyboru, do koloru, byleby grzało!;
b) kubek z gorącą herbatą / kawą / czekoladą - to już zależy od gustu smakoszy, bo przecież jeden lubi herbatkę z cytrynką, inny caffe latte czy jakieś espresso, a jeszcze inny przepada za Milką w wersji pitnej;
c) i oczywiście coś, bez czego nie można wręcz się obyć, czyli... książka. Tak. To jest to. Nieważne, czy jakieś zakurzone, opasłe tomisko, czy pachnący nowością i jeszcze ciepły egzemplarz z drukarni. Książka może być idealną alternatywą dla wyjścia na dwór w chociażby tak zimny dzień jak dzisiaj (u Was też szaleje Ksawery? :-)), ale również dla nieuczenia się biologii, odrobienia pracy domowej, spania... No, chyba że, tak jak ja, większość czasu spędzacie przed komputerem.
Oczywiście, czym byłby zimowy niezbędnik mola książkowego bez pewnej uroczej istoty, którą większość z nas, jak wynikło z moich obserwacji, posiada w domu. Panie i Panowie, mowa oczywiście o... kocie. Ten mający nas czasem w ogonie osobnik potrafi wtulić się w okolice naszej szyi, naśladując dźwięk traktora, czym jednocześnie denerwuje swojego właściciela ("Czy on może być już cicho?") i rozczula go ("Ojejku, jaki kochaś, och, maleństwo, awww").
Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o mikołajkach. A raczej o pewnej niespodziance, jaka czekała na mnie na biurku po powrocie ze szkoły (bo prezentami nie będę się chwalić, chyba nie wypada ;-)). Była to paczka od Wydawnictwa Sine Qua Non, które ma idealne wręcz wyczucie czasu - książki do recenzji przybyły do mnie jak prezenty mikołajkowe :-). Nie muszę ukrywać, że cieszyłam się jak głupia. A co było w paczce? Zobaczyć możecie tu: klik.
A do Was przyszedł dziś Mikołaj... czy Ksawery? :-D.
EDIT: Więcej zdjęć? Zapraszam na mój profil na Instagramie!
O tak! Zgadzam się z Tobą:) Dla mnie książka, kocyk i herbata/kawa są niezbędne w porze jesienno-zimowej:) Lubię śnieg, chociaż pod koniec zimy już mam go dosyć, szczególnie gdy się roztapia i tworzy dziwną błotno-śniegowo-wodną mieszankę;/ A co tam ciekawego sobie"podczytujesz"?
OdpowiedzUsuńDo zdjecia podczytywalam "Kobiete ze znamieniem" - kryminal z Czarnej Serii :-).
UsuńKoc, obowiązkowo! Dostałam wczoraj (a szybciej Mikołaj do mnie przybył, bo Ksawery go troszkę popchnął) akurat kocyk na nowe mieszkanko, więc idealnie na zimę! Kubek też, abym mogła pić pyszne gorące napoje przy książkach. Niezbędnik idealny, stosowany od wielu lat ;)
OdpowiedzUsuńTak, koc, książka i dobra kawa/herbata. I jestem szczęśliwa :)
OdpowiedzUsuńSuper blog! : D
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam http://littlee-thiinggss.blogspot.com/
jeśli ci się spodoba to zaobserwuj, a ja się odwdzięczę : )
Kubek gorącej kawy, koc i dobra książka!
OdpowiedzUsuńNic więcej mi do szczęścia nie jest potrzebne. :)
Bardzo się cieszę, że trafiłem na Twojego bloga, bo też uwielbiam książki. :)
Ostatnio mam bardzo mało czasu, ale godzinka na książkę zawsze się znajdzie. ;)
Jestem u Ciebie pierwszy raz i bardzo mi się podoba. :)
Z przyjemnością obserwuję i czekam na kolejne posty!
Miłego dnia.
Pozdrawiam, Niepoprawny! :)
Do mnie przyleciał i Ksawery i Mikołaj :) Koc i książka to najlepsze rozwiązanie. Do tego zazwyczaj dołączam zieloną herbatę :) Listopad i grudzień to najlepsze miesiące do czytania horrorów o kryminałów :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio rozkoszuję się nową kanapą w moim pokoju, wymyślając co raz to nowe pozycje w jakich można czytać książki i pić herbatę :D
OdpowiedzUsuńja molem książkowym nie jestem i wolę spędzać zimowe wieczory w inny sposób :D- np: oglądając telewizję grzejąc się przy kominku zajadając się kinderkami^^), ale twoje propozycje też są bardzo kuszące! :) ja niestety kotka nie posiadam)ani innego zwierza) dlatego mi nic nie mruczy :( a ja tak uwielbiam kotki!
OdpowiedzUsuńkoniecznie weź się za następne tomy! są równie wciągające co pierwszy i o wiele lepsza druga część jest od tej zekranizowanej. oh tak, szarlotka, po wielu latach nieobecności w domu wróciła z dalekiej przygody do łask. dla mnie szarlotka w deszczowe dni to obowiązek jak nie w domu, to w kawiarni przy rozmowach z przyjaciółką ^^
OdpowiedzUsuń