"Ostrze" to książka, której... hmm... "inspiracją" (choć w tym kontekście brzmi to co najmniej trywialnie) była prawdziwa zbrodnia z 1988 roku 😱. Taka ciekawostka na początek, zanim sfrustrowana wypunktuję słabe strony pozycji autorstwa Belindy Bauer. Niestety, nie podzielam zachwytów z okładki 😔.
Książka sama w sobie nie wzbudziła we mnie szczególnych wrażeń. Przez mniej więcej połowę miałam wrażenie jakbym czytała... pastisz - kompletnie nie trafiały do mnie opisy, dialogi, dziwne zbiegi okoliczności. Pierwsze strony wprawdzie mnie zaciekawiły, ale później zrobiło się chaotycznie i bez polotu. Kreacja bohaterów też wypada blado. Jedyną postacią, którą jako tako znosiłam, bo dzięki swojemu specyficznemu sposobowi bycia nadawała książce charakteru, był ekscentryczny komisarz Marvel.
Zakończenie nie stanowi odpowiedzi na pytania, które mogły pojawić się w trakcie lektury. Jest poniekąd otwarte, a ja bardzo nie lubię, gdy to czytelnik musi coś sobie dopowiedzieć. Epilog wnosi przynajmniej pewną dozę ładunku emocjonalnego - w moim odczuciu okazał się on dość smutny, ale też dający nadzieję na to, że można pogodzić się z losem, zaakceptować trudną rzeczywistość i... iść dalej. Taką oto mądrość życiową wywnioskowałam z lektury; to jednak za mało, bo thriller czy kryminał powinien przysłowiowo wbić mnie w fotel swoim klimatem. W tym przypadku tak się niestety nie stało...
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu WAB!
Też chyba byłabym rozczarowana
OdpowiedzUsuń