Ależ to był dramat! I nie chodzi mi tutaj o rodzaj literacki, ale o moje odczucia z lektury tej książki. Tak naprawdę dokończyłam ją jedynie po to, aby popastwić się nad nią w recenzji. Co prawda mogłam odłożyć tę książkę i opatrzywszy stosownym hasztagiem #DNF (did not finish, czyli nie ukończył) również ponarzekać - ale, dla przykładu, nikt mi teraz nie zarzuci, że nie skończyłam jej czytać, a pod koniec jest lepiej czy coś... No, nie jest.
"Welcome to Spicy Warsaw" to książka autorstwa Patrycji Strzałkowskiej, o której - stosownie do treści notki biograficznej zamieszczonej na skrzydełku okładki - dowiadujemy się, że jest gwiazdą Instagrama, wizażystką, influencerką, celebrytką, uczestniczką popularnych reality show i młodą mamą. Prawdziwa kobieta renesansu! Opisowi temu towarzyszy jakże sugestywne zdjęcie typu "sweet focia w lustrze".
Okej, nie oceniajmy po... nomen omen, okładce. Ale jeszcze trochę o niej. Wydawca zamieścił bowiem napis "Jeśli wolisz nie wiedzieć, do czego są zdolni ludzie zbyt mocno kochający pieniądze, najlepiej odłóż tę książkę". Wiecie co? Nie. Tak naprawdę, jeśli jakimś trafem "Welcome to Spicy Warsaw" wpadło Wam w ręce w księgarni czy bibliotece, odłóżcie je od razu. Nie ma sensu tracić czasu na tak słabo napisaną lekturę. Warsztat pisarski autorki pozostawia naprawdę wiele do życzenia... To jest książka w zasadzie bez fabuły i do tego chaotyczna. Nawet nie wiem, do jakiego gatunku ją zakwalifikować. Romans? Erotyk? Są tu może ze dwie sceny "seksu" na parę zdań (cudzysłów jest tu nie bez powodu), w dodatku takie, którym główna bohaterka po prostu się przygląda. Książka o przemianie kobiety, dla której najbardziej liczył się luksus i konieczność zaimponowania innym swoim wyglądem w kobietę, dla której nagle najważniejsza staje się miłość i spokojne, rodzinne życie? Hmm, serio mam uwierzyć? 😉 Pseudomądrości głównej bohaterki wybrzmiewają marnie...
Różne są gusta, różne są zamiłowania czytelnicze. Ta książka udowadnia jedynie, że pisać każdy może, a wydawca zawsze się znajdzie, choćby dane dzieło było totalnie bez jakości. Bo znane nazwisko (choć dla mnie - zupełnie anonimowe), więc tytuł się sprzeda. Czytelników też nie brakuje. I tylko drzew szkoda.
Ooooo taaak - dokładnie to ujęłaś - nie warto sięgać po tak lichą "lekturę" i tylko drzew szkoda:(((.
OdpowiedzUsuń