"Jak oddech" to pierwsza z tegorocznych premier świątecznych Czwartej Strony książka, którą przeczytałam. I podobnie jak w ubiegłym roku właśnie pierwsza czytana przeze mnie powieść - "Otwórz się na miłość" Natalii Sońskiej - okazała się irytująca (przede wszystkim za sprawą głównej bohaterki), tak również w przypadku książki Agaty Czykierdy-Grabowskiej nie było czym się zachwycać. Mogłabym wręcz powiedzieć, że ta powieść wypadła o wiele gorzej.
Niestety, "Jak oddech" to książka, w której... praktycznie nic się nie dzieje. Mam w głowie taką konkluzję - prawdopodobnie wyczytaną na LubimyCzytać.pl, ale głowy nie dam - że zazwyczaj w podobnych lekturach istnieje niemalże tożsamy schemat: dwójka bohaterów się w sobie zakochuje, później następuje przeciwność losu, którą są w stanie wspólnie przezwyciężyć i... żyją długo i szczęśliwie.
Tutaj zasadniczo kłoda pod nogi zostaje rzucona głównym postaciom już na samym początku. Poznają się w bardzo, hmm, dziwnych okolicznościach i w zasadzie nieprawdopodobny jest dla mnie fakt, że nawiązuje się pomiędzy nimi relacja. Mało tego, oni coraz bardziej brną w głębsze jej zawiązanie, a uczucie rozkwita. Na początku byłam rozdarta pomiędzy postrzeganiem tej znajomości jako czegoś totalnie niewłaściwego a przyjemnym wrażeniem towarzyszącym czytaniu właśnie o rozwijaniu się tej sympatii. Kibicować tej parze czy raczej z niepokojem patrzeć na dalszy przebieg ich relacji?
Przerzucając kolejne strony zaczęłam jednak się nudzić - wręcz niemiłosiernie. W poszczególnych rozdziałach nie dzieje się praktycznie nic ponad to, że chłopak tak strasznie tęskni za dziewczyną, więc niemalże codziennie odwiedza ją w pracy lub udaje się pod jej dom. Oczekiwałam jakiegoś zwrotu akcji - i choć pod koniec coś się wydarzyło, to niekoniecznie o taki kierunek mi, jako czytelniczce, chodziło. Nie kupuję tej relacji, nie rozumiem zachwytów nad historią tej dwójki. Poza tym jest mało świąteczna jak na świąteczną powieść. A jedna ze scen erotycznych też nie do końca pasuje mi do takiej obyczajówki... "Jak oddech" to moim zdaniem historia pokroju takich, jakie spotyka się na Wattpadzie, czyli portalu, na którym każdy może publikować swoją twórczość, najczęściej tzw. fanfiction.
Szkoda, że poczułaś zachwytu nad tą pozycją. Ja póki co nie mam jej w planach.
OdpowiedzUsuńNo to szkoda czasu na taką powieść:((
OdpowiedzUsuńA zdjęcie - pierwsza klasa i to one jest warte zachwytu!
Buziaczki:)))))