czwartek, 31 października 2019

Marie Tourell Søderberg - "Hygge. Duńska sztuka szczęścia"

Piękna okładka tej książki mocno zachęca do jej przeczytania. Nie sama jednak oprawa przesądza o wartości lektury - czy zatem treść jest warta sięgnięcia po tę pozycję? Znacie zapewne powiedzenie "nie wszystko złoto, co się świeci", a tym bardziej - "nie oceniaj książki po okładce". Niestety, oba się w tym przypadku sprawdzają. Choć z zewnątrz lektura prezentuje się niesamowicie klimatycznie, pobłyskuje i przyciąga wzrok, to wnętrze rozczarowało mnie i... zażenowało. Generalnie uważam tę książkę za infantylną. Mocno infantylną. W ostatnich latach, głównie za sprawą właśnie tej pozycji, hygge stało się bardzo popularne, a samo słowo przyjęło się w różnych krajach i kulturach. Co ono właściwie oznacza? Duńczycy przyjęli je jako ideę odnajdywania szczęścia w drobnych przyjemnościach. Nic odkrywczego - po prostu w ich języku istnieje odrębne słowo na taki sposób spędzania nie tylko wolnego czasu, ale w zasadzie celebrowania życia.


Tak naprawdę jednak każdy z nas z pewnością ma swoje hygge, odpoczywa w sposób, jaki mu się tylko podoba i spędza czas z ludźmi, którzy są dla niego ważni. Dorabianie całej ideologii do doceniania takich chwil ma znaczenie jedynie marketingowe. I książka, o której dzisiaj piszę jest idealnym wyrobem marketingowym. Pod błyszczącym opakowaniem ukryto zerową treść. Tak, oczywiście, dobrze, że książka zwraca uwagę na to, że w dzisiejszych czasach warto się zatrzymać, odłożyć smartfona, sięgnąć po dobrą książkę czy spotkać się ze znajomymi. Że powinniśmy doceniać te ulotne chwile szczęścia, łapać dzień niczym wyznawcy paremii carpe diem. Jednak nie kupuję tego w takiej formie. Początek tej pozycji może jeszcze miał dla mnie jakiś sens, ale kolejne strony wiały nudą i nawet nie potrafiłam się za bardzo skupić na tym, co czytam. Totalnie się zawiodłam, choć tak naprawdę czego mogłabym oczekiwać?

Obrazu rozpaczy i groteski dopełnia słowniczek zamieszczony na końcu, dzięki któremu można dowiedzieć się, co to są hygge-meble czy... hygge-czytanie. Wow. Niesamowita sprawa. Autorka zachęca też do tworzenia własnych hygge-słów poprzez połączenie przedrostka "hygge" z innymi. No litości... Z zażenowania ledwo doczytałam tę książkę. Nie było warto.


Polecane posty o podobnej tematyce: #szczęście.

Moje media społecznościowe:
 

16 komentarzy:

  1. Twój przedostatni akapit to strzał w dziesiątkę. W końcu ktoś otwarcie o tym napisał a nie owijał w bawełnę (pewnie często dlatego, że dostał książkę za darmo - bo reklama lub szedł za tłumem i całym tym szałem ;p). Z drugiej strony czasem trzeba przypominać o rzeczach oczywistych - człowiek pędzi, pędzi, nastawiony jest na branie a nie dostrzega ile piękna jest dookoła i ile może dać od siebie, tylko szkoda, że nieciekawej formie....

    hygge-czytanie? Naprawdę? ^_^ A co to takiego? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Myślę, że oprócz tego, iż ta książka jest właśnie marketingowym wyrobem, to również towarzyszyła jej świetna kampania promocyjna - głównie na Instagramie, gdzie została rozsławiona. I swego czasu ja miałam wielką ochotę ją kupić... Uff, jak dobrze, że tego nie zrobiłam!

      Aaa, co do tego już Cię informuję, Kochana! Oto wyjaśnienie prosto z książki: "Hyggelæsning (hygge-czytanie) - czytanie w chwili hygge" XDDD. Nie wiem, jak mogłabym to skomentować 🤪.

      Usuń
    2. Pamiętam, pamiętam ile było szumu, hałasu... no reklamę to ona miała wielką i wiele osób się nię zachwycało. Okładka też przyciąga wzrok - szkoda, że środek jest.... "pusty"? ;)

      Śmiech na sali? xD

      Usuń
    3. Okładka jest naprawdę piękna, to mogę przyznać :).

      Usuń
    4. Okładka przyciąga wzrok :)

      Usuń
  2. Fakt że książka na swój sposób trochę...dziwna:D Zdecydowanie wolę przeczytać coś z ciekawą fabułą niż o znaczeniu słowa hygge:D

    https://redamancyy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie mam tej publikacji w planach. Szkoda mi czasu na takie książki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Swego czasu ta książka była mocno promowana i to przesądziło o tym, że postanowiłam w ogóle po nią nie sięgać. I wiedzę, że to był dobry wybór. Niestety niektórzy bezrefleksyjnie podążają za tym, co modne i nachalnie wręcz promowane. Unikam tego typu publikacji, bo nie potrzebuję książki, żeby mieć w domu porządek, żeby pozapalać świeczki, żeby iść do lasu na spacer... To są dla mnie sprawy tak oczywiste... A, no i nie muszę kupować książki o tym, jak kupować mniej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie właśnie ciągnie do takich mocno promowanych rzeczy, na czele z książkami, ale dobrze, że nie kupiłam tej - choć miałam w planach. Ładnie wyglądałaby na półce i... nic poza tym.

      Usuń
  5. Z tego co pamiętam to książki o takiej tematyce były popularne jakiś czas temu... No i chyba dobrze, że wtedy nie przeczytałam żadnej z nich :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w momencie kiedy wydano właśnie tę książkę zaczął się szał na literaturę o podobnej tematyce :).

      Usuń
  6. Nooo i dzięki za recenzję - od razu mam wgląd do dylematu: czytać czy nie czytać; wybiorę 'nie czytać", bo szkoda czasu na te "hygge ... coś tam".
    Serdeczności i buziaczki:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma takie hygge, jakie sam sobie wybierze :D. Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Wcześniej miałam chęć sięgnąć po tę lekturę, ale po Twej recenzji odechciało mi się. Ciekawi mnie tylko definicja hygge-czytania...

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy!
Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione słowa.
Bardzo lubię długie komentarze, zatem jeśli chcecie napisać coś więcej - śmiało! Przeczytam i odpowiem na nie z przyjemnością :)

Życzę miłych chwil przy odwiedzaniu mojego bloga :)