Czas na recenzję kolejnego tomu serii "Kroniki Rosewood", zatytułowanego "Księżniczka debiutuje"! Pisząc ostatnio o części pierwszej ("Księżniczka incognito") przyznałam, że autorka pozytywnie mnie zaskoczyła, bo spodziewałam się czegoś mocno infantylnego i generalnie nastawiłam się na rozczarowanie, a lektura była całkiem w porządku.
Czy kontynuacja cyklu trzyma podobny poziom, a może w tym przypadku sprawdza się zasada (znana raczej w kinematografii, ale ciii), że pierwsza część zwykle jest najlepsza, a kolejne powstają na kanwie jej popularności?
Fabułę książki "Księżniczka debiutuje" postaram się streścić maksymalnie - tak, aby nie zdradzać zbyt wiele. Naszych bohaterów dręczą nierozwikłane zagadki związane z tajną organizacją Lewiatan, a pełniąca obowiązki portmanki Lottie próbuje ponadto odkryć sekrety swojego pochodzenia. Teoretycznie powinno zatem być ciekawie, tymczasem pojawiają się sceny, które w moim odczuciu były zwykłymi zapychaczami stron. Po lekturze "Księżniczki incognito" liczyłam na rozwinięcie wątku romantycznego, ale chyba sobie go po prostu wyobraziłam, bo w tej części autorka poszła w zupełnie inną stronę i... w tej kwestii byłoby na tyle.
Nie do końca potrafię utożsamić się z bohaterami, polubić ich (być może to wynika z faktu, że nie mam już nastu lat). Podobnie jak w pierwszym tomie, tak i tutaj pod koniec w moim odczuciu zamiast przerażająco zrobiło się trochę żenująco - to chyba wynika z faktu, że sceny walk niezbyt mi do tego typu książek po prostu pasują. Liczyłam na ciekawy zwrot akcji, przejście jednej z postaci na ciemną stronę mocy, ale nic takiego się nie wydarzyło (chyba że autorka szykuje coś w kolejnej części, zatytułowanej "Zagubiona księżniczka", która miała swoją premierę w marcu).
I jeszcze jedno! Raziło mnie całkiem sporo niedopatrzeń korektorskich. A to brak jakiegoś słowa, a to błędna odmiana, a to literówka. Nie pomijam tej kwestii, bo jednak ma to wpływ na odczucia z lektury.
I ja też szczególnie zwracam uwagę przy czytaniu na błędy stylistyczne, które pojawiają się - niestety, już w oddanej pozycji do druku. Za co bierze pieniądze korektor, jak sporo błędów można znaleźć? Nieraz czytam z ołówkiem w ręku i poprawiam literówki bądź inne błędy, bo nie mogę zdzierżyć tego niedopatrzenia!
OdpowiedzUsuńBuziaczki:))