sobota, 6 kwietnia 2013

Hans Christian Andersen "Królowa Śniegu"

Śnieg skrzypiący pod nogami, płatki wirujące w powietrzu niczym baleriny kręcące piruety, mróz tworzący wzorki na szybie... I te długie wieczory, w czasie których można usiąść z książką na kanapie, otulić się ciepłym kocem i z uczuciem błogości zatopić w ulubionej lekturze... A może wrócić do wspomnień z dzieciństwa...? Może... do baśni Andersena?

Zaraz, zaraz, o czym ja tu trajkoczę?! Jaki mróz, jakie długie wieczory? Halo, to już kwiecień, drzewa powinny zielenić się, kwiaty wyciągać swoje płatki w stronę słońca, a nam wypadałoby już przygotowywać się do majówki. Tak, tak, wszyscy chcielibyśmy, aby wróciła wiosna, ale na to się nie zanosi. Przynajmniej nieprędko. Zmiana czasu sprawiła, że dzień stał się dłuższy, na dworze śnieg miesza się z deszczem, tworząc niezbyt urodziwą ciapę, jakże więc mamy sięgnąć po, na przykład, "Królową Śniegu" i poczuć tę atmosferę prawdziwej zimy? Może ułożyć się pośród koców, kołder i poduszek (niczym księżniczka na ziarnku grochu - o! Kolejna baśń Andersena!), zaparzyć herbatkę, a podświadomość zrobi swoje? Jak chociaż spróbować?

Ja spróbowałam. Bez koców, kołder i poduszek. I udało mi się poczuć tę atmosferę. Może dlatego, że pan Andersen pisał tak pięknie, może dlatego, że z każdego zdania bije takie ciepło i przypomina się błogi okres dzieciństwa, a może to dzięki wspaniałym ilustracjom Vladyslava Yerko.

Opowieść ta pokazuje, jak ważna jest siła miłości i przyjaźni. Zachowując w sobie cząstkę dziecka, możemy góry przenosić. Wszak Gerda, gdyby poddała się, straciła wiarę i zapomniała o przyjaźni, jaka łączyła ją z Kayem, nie miałaby w sobie siły, by odnaleźć go i uwolnić. Hmm... Chyba mogłam zdradzić to, że wszystko dobrze się skończyło, prawda? Któż bowiem nie zna baśni o Królowej Śniegu?

Przy okazji wspomnieniowej notki z okazji Międzynarodowego Dnia Książki dla Dzieci, pisałam o tym, jak bardzo w dzieciństwie kochałam baśnie - w szczególności te, które wyszły spod pióra duńskiego pisarza, Hansa Christiana Andersena. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować samą siebie:
Ciepło bijące ze słów, dobre zakończenia (przeważnie...) i uniwersalność każdej baśni - to jest chyba to, za co tak je cenię.
Postanowiłam sprawdzić, czy w "Królowej Śniegu" odnajdę wszystkie te elementy, dzięki którym baśnie Andersena są dla mnie tak niezwykłe. Ciepło - obecne, już o tym wspominałam. Dobre zakończenie - melduje się. Uniwersalność - jest. Wszak to ponadczasowa opowieść, która nigdy nie ulegnie przedawnieniu, przeznaczona nie tylko dla dzieci, ale również dla dorosłych.

Wydanie tej książki zachwyca. Duży format, twarda oprawa z obwolutą, śliski papier - ale przede wszystkim ilustracje. Niesamowicie działają na wyobraźnię. Widać w nich wielką dbałość o szczegóły, a każda ilustracja jest jakby żywa. I to również dzięki nim można poczuć tę wspaniałą atmosferę, jakbyśmy wraz z Gerdą przemierzali nieograniczone tereny Laponii w poszukiwaniu Kaya.

Na koniec może posłużę się samym cytatem Andersena, który jak nic innego oddaje to, jak należałoby postrzegać baśnie i do kogo autor je kierował:
Baśnie to pudełka: dzieci oglądają opakowanie, a dorośli mają zajrzeć do wnętrza.*

Hans Christian Andersen, il. Vladyslav Yerko, Królowa Śniegu
Wydawnictwo M, 2012 (za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję!)
___

środa, 20 lutego 2013

Łukasz Grass "Trzy mądre małpy" (audiobook)

Autor: Łukasz Grass
Tytuł: Trzy mądre małpy
Wydawnictwo: Ateria Sp. z o.o.
Czas trwania: 285 min

Kolejny audiobook, którego miałam okazję posłuchać, określany jest hasłem Polska odpowiedź na książkę Harukiego Murakamiego - "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu". Nie miałam okazji czytać żadnej powieści japońskiego pisarza, więc tej wyżej wspomnianej tym bardziej, ale z tytułu wnioskować mogę, że jest to książka... o bieganiu. (Ach, jakaż ja spostrzegawcza! ;-))

Trzy mądre małpy to książka także traktująca o bieganiu, choć nie tylko. Autor początkowo opisuje swoje dzieciństwo, gdy chciał być sportowcem, potem komentatorem sportowym. Pierwsze rozdziały mogę porównać do felietonu - tu autor wykłada swoje opinie na przykład o mediach, w których pracował. Łukasz Grass pisze o nich, ich roli i tym, jaki mają na nas wpływ. Włączamy telewizor i słuchamy o tragediach, o których nierzadko nie chcielibyśmy słyszeć. Otwieramy gazetę i czytamy o sensacjach robionych z byle czego. W tej kwestii zgadzam się z autorem. Jeśli chodzi o język, to autor nie stroni od wulgaryzmów, ale ogólnie w odbiorze jest dosyć lekki, z czego bardzo się cieszę. Dlaczego? A wyobraźcie sobie książkę, której słuchacie, pełną wyniosłych wyrażeń i specjalistycznego języka. Zapewne wyłączylibyście nagranie już po kilku minutach.

Głównym zagadnieniem, jaki porusza w swojej książce Łukasz Grass, jest sport. Z naciskiem na bieganie, pływanie i jazdę na rowerze. Już wiecie, jaka dyscyplina łączy w sobie te trzy, wyżej wymienione? Tak, tak. To triathlon. Wiele razy o nim słyszałam i czytałam. Że wyczerpujący, że dla twardzieli i że trzeba mieć naprawdę żelazny organizm, by dotrwać do mety. No i tu się nie dziwię. Bo żeby przepłynąć 3,8 km, pokonać rowerem 180 km, a potem jeszcze pobiec 42 km (to długości charakterystyczne dla Ironmana, siódmego w kolejności dystansu triathlonowego), trzeba być w niesamowitej kondycji. Ja odpadłabym już po pierwszych stu metrach biegu. Nie, nie żartuję. Inna sprawa, że ze względu na problemy zdrowotne, nigdy nawet nie mogłabym wystartować w podobnych zawodach, nawet na mniejszym dystansie (ot, chociażby Super Sprinterskim, czyli tym najkrótszym).

Trzy mądre małpy to książka niezła, ale na dłuższą metę wydała mi się nudna. Ciągłe słuchanie o bieganiu, pływaniu, jeździe rowerem w końcu sprawiło, że nie dosłuchałam audiobooka do końca. A słuchanie też nie było łatwe, bo głos lektora, Bartłomieja Topy, chwilami był tak monotonny, że oczy mi się kleiły... A tego pana jako aktora lubię, wobec czego ta monotonność w jego głosie była dla mnie nie lada zaskoczeniem. Oj, panie Bartku, mógł się pan bardziej postarać!

Przede wszystkim jednak książka ta naprawdę inspiruje. Kolokwialnie mówiąc, daje kopa w tyłek, by wreszcie ruszyć się z kanapy, włożyć dres i... pobiec. W siną dal. Gdzie nogi poniosą. Zalety? Lepsza kondycja, szczuplejsza sylwetka, zdrowie - zarówno fizyczne, jak i psychiczne...

A ja pobiegam, serio. Tylko niech się trochę ociepli! ;)

Za możliwość przesłuchania audiobooka bardzo dziękuję serwisowi Audeo.pl!


czwartek, 14 lutego 2013

"Barça Toons. Mistrzowie! Drużyna Marzeń"

Autor: praca zbiorowa
Tytuł: Barça Toons. Mistrzowie! Drużyna Marzeń
Wydawnictwo: Sine Qua Non 2012
Ilość stron: 44

Futbol Club Barcelona. Drużyna znana i podziwiana, od lat tocząca piłkarską wojnę z innym hiszpańskim klubem - Realem Madryt. I choć moje serce od paru już ładnych lat należy do Galacticos, to lubię czasem obejrzeć mecz Barçy, żeby... zobaczyć, czy ktoś im dokopie ;-) Haha, to był akurat żart. Nie czuję wielkiej nienawiści do tego klubu, może dlatego, że lubię niemal całą piłkarską reprezentację Hiszpanii.

A dziś będzie o innej reprezentacji. Oto komiksowa historia FC Barcelony, którą wydawnictwo Sine Qua Non przygotowało dla najmłodszych kibiców tego klubu. Co w niej znajdziemy? Przede wszystkim mnóstwo kolorowych rysunków. Nie brak tu także fotografii przedstawiających założycieli klubu, stadion czy zawodników. Komiksowe wersje tych ostatnich są jak żywe - wystarczy spojrzeć na rysunkowego Piquè czy Puyola.

W książce znajdują się też strony, na których na pierwszy rzut oka wydaje się, że zamieszczone są sylwetki barcelońskich piłkarzy. Są to jednak tylko ich rysunkowe wersje, a zamiast informacji o zawodnikach, mamy wyjaśnienia typowych piłkarskich terminów (czyli co robi pomocnik czy napastnik, co to jest rzut różny itp.) i krótki opis ich taktyki gry na boisku. Mimo że spodziewałam się właśnie sylwetek zawodników, uważam, że taki mini słowniczek również jest przydatny - mali miłośnicy piłki nożnej będą mogli nauczyć się podstawowych pojęć związanych z tą dyscypliną sportu.

Atutami wydania są również śliski papier, twarda lakierowana okładka i to nasycenie kolorów! Dzięki tej książce sama wiele dowiedziałam się o FC Barcelonie. Muszę też wspomnieć, że tu i ówdzie na obrazkach znajdziemy... hiszpańskie wyrażenia. Dobry sposób na naukę... Szkoda tylko, że nie są przetłumaczone... Mój wewnętrzny leń nie pozwala mi nawet sięgnąć po słownik, by sobie to i owo przełożyć na język polski ;-)

I wiecie, co? 

Ja chcę taką samą książkę, ale o Realu Madryt!

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.