Czasem człowieka najdzie ochota, żeby przeczytać coś niezobowiązującego i lekkiego, na szybko. I jeszcze fajnie, gdyby było trochę seksu ;). Jeśli szukacie takiego tytułu, myślę, że „Prokurator” będzie trafioną pozycją. Opinie o tej książce oscylują pomiędzy „warto przeczytać, jest mega, świetna, polecam!” a „grafomania w najczystszej postaci, miałka, szkoda gadać”. Moje spostrzeżenia plasują się gdzieś pomiędzy tymi dwoma skrajnymi stanowiskami i już tłumaczę, dlaczego.
Historia sama w sobie jest raczej ciekawa. No i rozgrywa się na tle prawniczym, czyli dla mnie, jako studentce prawa i absolwentce kierunku w połowie z tą dziedziną nauk związanym, można rzec – ideał. Główni bohaterowie to pani adwokat i tytułowy (jak mniemam) pan prokurator. Nie łączą ich jednak stosunki służbowe, a o wykonywanych przez siebie nawzajem zawodach dowiadują się w zasadzie przez czysty przypadek. Ale nie chcę zdradzać zbyt dużo (chociaż pewnie zdradziłam...). Sam opis na okładce też mógłby być bardziej powściągliwy. Przejdźmy zatem do sedna, czyli co ja tak właściwie o tej książce myślę.
„Prokuratora” czytałam w tym roku jeszcze w wersji elektronicznej, ale wtedy nie skończyłam. Okazja, by przebrnąć przez książkę w całości pojawiła się niedawno – wypożyczyłam ją z biblioteki i w ciągu dwóch dni była już przeze mnie przeczytana. No właśnie, raczej dacie radę przeczytać ją dość szybko, na co zdecydowanie wpływa dużo dialogów i skromne opisy. Jeśli chodzi o narzekania na wulgaryzmy – owszem, pojawiają się w książce, ale w obecnych czasach jest to dość popularne zjawisko. Dodatkowo przyznajmy – kto z nas mówi na co dzień książkowo, powstrzymując się od przekleństw i języka potocznego? Wprawdzie powieść pewnie zyskałaby na jakości przez lepszą jakościowo treść, ale można się w tym względzie przyczepić do języka jako takiego i jako całości. Właśnie przez skromne opisy, o których wspomniałam, akcja dzieje się dość szybko – można by nawet rzec, że troszeczkę za szybko. Konstrukcja powieści opiera się na prostym języku, nieskomplikowanych sformułowaniach i może nie do końca przewidywalnej fabule, ale na pewno nie ma tu takiego mocnego elementu grozy, jaki spotykamy w innych kryminałach.
Czy zatem można mówić o książce „Prokurator” w kontekście tego gatunku literackiego? Trudno powiedzieć. Seksu jest sporo, ale w zasadzie też chyba nie na tyle, by klasyfikować tę powieść jako erotyk. W zasadzie jest to trochę takie „50 twarzy Greya” w wersji prawniczej. I przyznajcie, że czasem potrzeba lekkiego odmóżdżenia – może nie jest to literatura wysokich lotów, ale też nie grafomaństwo w czystej postaci (choć pamiętam, że w trakcie lektury pojawiła mi się myśl o miałkości czytanej treści). Osobiście chętnie przeczytam kolejne książki autora ukrywającego się pod pseudonimem Paulina Świst ;).
Instagram: @hannamariarita
Inne książki Świst w mojej opinii: Podejrzany | Karuzela
A i owszem - czytałam tę książkę, ale w zasadzie nie podobała mi się: właśnie za ten przeładowany seks i za ten wulgaryzm. No cóż, masz rację - sami używamy na codzień wulgaryzmy, ale dlaczego już w czasie czytania tak rażą, przynajmniej mnie bardzo raziło. Książka nie wnosi nic do literatury, nawet jako kryminał(?); mam wątpliwości do jakiego gatunku ją zakwalifikować.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))