Olaboga... Dobra, ja bez bicia przyznaję, że nie spodziewałam się po tej książce fajerwerków. Czytałam "Prokuratora", czytałam "Komisarza", więc wiem, jaki mniej więcej poziom autorski reprezentuje osoba ukrywająca się pod pseudonimem Pauliny Świst. I wiecie co? Szczerze mówiąc dobrze, że się chowa, bo bycie adwokatem, a zatem zawodem, do którego droga jest dość kręta i wymaga zachowania pewnego poziomu, i jednocześnie oferowanie czytelnikom takiej grafomanii brzmi jak ponury żart. Szkoda tylko, że żartem nie jest.
"Karuzela" to historia z prawniczą intrygą - główni bohaterowie to dwójka adwokatów, Olka i Piotr, zamieszani w przestępczość zorganizowaną związaną z podatkowymi wyłudzeniami. Żyją sobie wprawdzie w dostatku, ale sen z powiek nieco spędzają im problemy małżeńskie. Nie, żeby nie było - nie ich wspólne. Oni jedynie ze sobą sypiają. Cóż, to w zasadzie eufemizm, bo ściślej rzecz ujmując należałoby powiedzieć, że się ostro pieprzą. Na boku, od całkiem niedawna. Olka ma męża, który uwikłał się w hazard. Piotr - żonę, z którą, lekko mówiąc, jest coś nie tak.
Nagle okazuje się, iż biznes się sypie - ktoś doniósł. Wydaje się, że bajka dobiega końca. I to bez happy endu. Natomiast tak naprawdę w tym miejscu zaczyna się książka. Książka pełna naiwności i abstrakcji, okraszona słownictwem rodem z rynsztoka praktycznie na każdej stronie. Średnio się polubiłam z bohaterami. Przeszkadzała mi sztuczność ich wypowiedzi i relacja, która łączyła dwie główne postaci - z jednej strony ten dziki seks, bluzgi i taka, hm, "wyniosłość"? Z drugiej nieoczekiwane czułe słówka, jakimi się raczyli (głównie Piotr, mocno stylizowany na Greya...). Akcja dzieje się szybko - jest dużo dialogów, mało opisów. Przez to wszystko trudno się wczuć w klimat, zaangażować w historię i zorientować w tym, co się dzieje. Nie zliczę, ile razy w trakcie lektury wznosiłam oczy ku niebu lub z miną wyrażającą głębokie niedowierzanie mamrotałam pod nosem poczciwe "ja pier...". Krótkie wyjaśnienie, na czym polegał biznes zaaranżowany przez bohaterów znajdujemy dopiero pod koniec książki. I odnośnie do zakończenia właśnie, muszę przyznać, że oceniam je na plus, ale zdecydowanie nie jest to wisienka na torcie. Raczej paniczna próba ratowania przyrządzonego zakalca...
W porównaniu do serii z prokuratorem, "Karuzela" wypada zdecydowanie bladziej. To książka na totalne odmóżdżenie, pod parasol na plaży, gdzie nie musimy za bardzo skupiać się na tym, co czytamy. Było kilka lepszych fragmentów, parę fajnych tekstów wypowiedzianych przez bohaterów, ale to wciąż mało, by przykryć wady tej pozycji. Na plus też okładka. I tyle.
O rany. Chyba lepiej mi się krytykuje książki, niż chwali. Mam wtedy taką łatwość pisania. Szkoda, że czyta się takie pozycje gorzej. No. ale gdyby nie złe książki, nie docenialibyśmy tych wspaniałych...
Również mi się nie podobała ta książka. Czy będzie recenzja Ogniem i mieczem?
OdpowiedzUsuńRaczej nie, sięgam po współczesną literaturę ;). Pozdrawiam!
UsuńOczywiście - jako osoba "starej daty" - sięgnęłam po tę książkę raczej z ciekawości niż z pragnienia przeczytania. Oczywiście - również - czytając, byłam po prostu zdumiona, że coś takiego w ogóle zostało dopuszczone do druku i jeszcze zdobyło pozytywne opinie od takich samych grafomanów jakim jest autorka tego tworu. No - wierzyć się nie chce, że tak łatwo jest popełniać przestępstwa, że można wodzić za nos prawo, mając w dodatku opiekuna z CBŚ(?)i kolegów po fachu, którzy pomogą i zatrą ślady "zbrodni". Szmira, a nie książka godna uwagi.
OdpowiedzUsuńA propos - szkoda, że nie sięgniesz po literaturę klasyczną - ciekawa byłabym Twojej opinii o prawdziwych perełkach literackich. Sienkiewicz, Tołstoj, Reymont i inni warci są przeczytania, a sama uwielbiając klasykę - polecam!
Serdecznie pozdrawiam:))
Dokładnie, mocno naciągana książka.
UsuńZ klasyką mam nieco na bakier ;)