Kim Jiyoung - to mogła być każda z nas. Ja, ty, i ona też. Najpierw córka, wzorowa uczennica. Następnie żona, rozdarta pomiędzy marzeniami o karierze zawodowej a poświęceniem się rodzinie i jednoczesnej rezygnacji z ciężko wywalczonej posady. Wreszcie matka, wycieńczona każdym kolejnym dniem, pragnąca choćby chwili wyłącznie dla siebie.
Ale w istocie historia Kim Jiyoung jest niczym portret każdej z nas. Niezależnie od tego, w którym zakątku globu przyszłaś na świat, bardzo prawdopodobne jest, że zaznałaś dyskryminacji, spotkałaś się z seksizmem czy doświadczyłaś molestowania. Może tylko Twojego współpracownika doceniono za projekt, w który włożyłaś całe swoje serce i poświęciłaś mnóstwo pracy, aby ujrzał światło dzienne. Może zostałaś wykorzystana, ale spotkałaś się z zarzutami, że sama jesteś sobie winna, bo wracałaś do domu późną porą...
Niewątpliwie sytuacja kobiet w państwach azjatyckich i afrykańskich w porównaniu z kontynentem europejskim rysuje się o tyle gorzej, że jest bardzo mocno podyktowana tamtejszą tradycją, kulturą czy nawet religią, a ucieczka przed schematami społecznymi przekazywanymi z pokolenia na pokolenie to ogromne wyzwanie. Dobrze te wątki opisała Edyta Stępczak w swojej książce "Burka w Nepalu nazywa się sari". Są kraje, gdzie sposób, w jaki traktowane są kobiety, wygląda oburzająco (a słowo to jest sporym eufemizmem).
Ta niepozorna, cienka książka w przejmujący sposób ukazuje problemy, z jakimi od lat spotykają się kobiety. Jest specyficzna - to połączenie powieści z reportażem, a z taką formą spotykam się chyba po raz pierwszy. Autorka napisała ją w ciągu dwóch miesięcy, mocno opierając się na własnych doświadczeniach. Używa dość prostego języka, ale właśnie w tym tkwi siła jej przekazu. To bardzo ważna lektura, a obok tematu, który porusza, nie można przejść obojętnie.
Z pewnością to ważna książka, która uświadamia, że my nie mamy na co narzekać.
OdpowiedzUsuńCiekawa pozycja - z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńBuziaczki:))