Dziś z przyjemnością podzielę się z Wami moimi wrażeniami z lektury książki "Siostra gwiazd" autorstwa Marah Woolf. Jest to pierwsza część cyklu "Trzy czarownice", która ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Jaguar w przekładzie Ewy Spirydowicz. Bardzo mi się ona podobała! Przepiękna okładka faktycznie zapowiada wspaniałą treść... Zanurzcie się zatem w uniwersum, w którym obok magii największą siłę stanowi więź siostrzeństwa!
Autorka pokusiła się o stworzenie świata na kanwie legend o królu Arturze i czarowniku Merlinie, ale osadziła fabułę we współczesności (mamy samochody i... Netflixa). Narratorką książki jest Vianne - najmłodsza z trzech sióstr Grandier, czarownic, które po latach wracają do rodzinnej miejscowości, aby pomóc w pertraktacjach dotyczących przedłużenia paktu pomiędzy magami a demonami.
Marah Woolf operuje przyjemnym stylem, książka właściwie czyta się sama. Bohaterowie dają się lubić (w większości 😅). Wątek romantyczny wzbudza w czytelniku przyspieszone bicie serca, a jednocześnie... je łamie! Akcja rozgrywa się niespiesznie, co mam trochę autorce za złe, ponieważ pewne sceny na spokojnie można było pominąć na rzecz szybszego rozwinięcia fabuły. Jest jeszcze jedna kwestia, co do której z kolei miałam wrażenie, że następuje zbyt szybko, natomiast nie mogę wyraźnie napisać, o co mi chodzi (myślę, że byłby to spoiler). Generalnie książkę można potraktować jako wprowadzenie do historii sióstr Grandier, dlatego z niecierpliwością będę czekać na kolejne tomy. Bo zakończenie... Moi drodzy, co to było! Autorko, takich rzeczy się nie robi... Kontynuacja podobno ma ukazać się jesienią, oby jednak nastąpiło to wcześniej!
Chętnie poznałabym tę historię :)
OdpowiedzUsuńno, no - będzie się działo, a właściwie czytało:)))
OdpowiedzUsuńbuziaczki:))