Na początku recenzji mały disclaimer. "Dom Nieba i Oddechu" jest drugim tomem serii "Księżycowe Miasto", który ukazał się w dwóch częściach. Wydawnictwo Uroboros postanowiło rozdzielić książkę, podobnie jak przy premierze "Domu Ziemi i Krwi". Posługując się w niniejszym tekście słowem "tom", odnoszę się do książki jako całokształtu, kontynuacji serii. Natomiast używając słowa "część, mam na myśli jeden z dwóch "odcinków", które powstały po rozbiciu przez wydawcę.
W lutym tego roku miałam okazję przedpremierowo poznać pierwszą część - czytałam ją w formie pdf i z tego względu w publikacji możecie znaleźć moją krótką rekomendację :) Niedawno odświeżyłam sobie tę książkę w finalnej formie i nadrobiłam część drugą, zatem całość kontynuacji "Domu Ziemi i Krwi" mam już za sobą.
W recenzji pierwszego tomu pisałam Wam o ogromie odczuwanych podczas lektury emocji i ogólnym zachwycie, w jaki mnie wprawiła. "Dom Nieba i Oddechu" jest kolejną wciągającą publikacją w dorobku autorki - pióro Sarah J. Maas ma w sobie coś, co nie pozwala się oderwać, nawet jeśli doskonale zdajemy sobie sprawę, że książka ma pewne niedostatki. Na kartach tego tomu serii "Księżycowe Miasto" splatają się ze sobą miłość, magia i wartka akcja. Przyznaję, że czytanie pierwszej części już w formie papierowej wyszło mi zdecydowanie lepiej, niż poznawanie jej w formie pdf (końcówka lutego nie była zresztą spokojnym okresem). Tym samym też wrażenia z lektury są bardziej pozytywne. Książkę czytało mi się dość szybko. Śledziłam losy mniej lub bardziej lubianych bohaterów, chłonąc kolejne zwroty akcji. A zakończenie sprawiło, że najchętniej jak najszybciej sięgnęłabym po kontynuację, aby przekonać się, jak autorka zdecydowała się poprowadzić fabułę.
Żeby nie było zbyt różowo, przejdźmy teraz do gorzkich słów na temat "Domu Nieba i Oddechu". Czytając poprzedni tom, nie miałam chyba negatywnych odczuć wobec głównej bohaterki, Bryce Quinlan. Niestety, teraz zaczęła mnie irytować jej postawa. Autorka chciała uczynić ją postacią feministyczną, a wyszło zbyt mocno - a słowa "alfa dupek", którymi Bryce określała swojego ukochanego, odbijają mi się czkawką. Skoro już przy naszych zakochanych jesteśmy, muszę przyznać, że z równowagi wyprowadzały mnie wulgarne, przerysowane sceny erotyczne, w których miłosne uniesienia opisywane były niemalże niczym kadry z filmu pornograficznego. Po książkę na pewno sięgają czytelnicy młodsi niż pełnoletni, a żadnego disclaimera na okładce czy w środku nie uświadczymy...
Czytaliście lub macie w planach tę serię?
Nie miałam okazji poznać tej serii, ale jest intrygująca.
OdpowiedzUsuń