Studiowanie prawa niejako zobowiązuje do wzięcia na tapet niezwykle popularnego wśród adeptów tego kierunku cyklu, określanego krótko mianem "serii z Chyłką". Jako że pewnego dnia udało mi się dorwać w bibliotece pierwszy tom, zatytułowany "Kasacja", w końcu i ja mogłam przekonać się, co takiego ma w sobie owa pani Chyłka, że przyciąga do siebie czytelników. Czy faktycznie jest to dobra lektura, czy jedynie umiejscowienie akcji w świecie prawników wpływa na jej popularność?
Moje pierwsze wrażenia były całkiem pozytywne. Bardzo spodobała mi się wspomniana bohaterka. Została wykreowana naprawdę ciekawie, nietuzinkowo - jest postacią magnetyczną, twardo stąpającą po ziemi. Kolokwialnie powiedzieć można, że nie daje sobie w kaszę dmuchać, ale jej postawa jest efektem wieloletniego doświadczenia w kancelarii prawniczej Żelazny & McVay jako senior assistant. Jej przeciwieństwem jest aplikant Kordian Oryński, który trafienie do tej prestiżowej firmy mógłby porównać do wygranej na loterii. Nie mogę o nim powiedzieć, by szczególnie przypadł mi do gustu - jednak postać Chyłki była niewątpliwie ciekawsza. Moim zdaniem również to ona posiadała przysłowiowe jaja, o których początkowo Kordian mógł jedynie pomarzyć. Później jakby autor tchnął w niego ducha, więc mam nadzieję, że w kolejnych tomach Zordon (bo taki przydomek otrzymał nasz bohater) pokaże się ze zdecydowanie lepszej strony.
Samo rozwiązanie sprawy, jak to już chyba na Mroza przystało, trąci nieco abstrakcyjnością. W zasadzie cała fabuła i splot wydarzeń wydawał mi się momentami naciągany. Nie chcę jednak mówić, że sens tej powieści stanął pod znakiem zapytania, tak jak to było w przypadku chociażby "Hashtagu"... Bo patrząc na to, w jaki sposób ostatnio wypowiadam się o książkach, zostanę chyba naczelnym hejterem literatury w blogosferze 😉. Ale nie sposób nie zauważyć, że książki Mroza mają w sobie ten pierwiastek nieracjonalności - przynajmniej ja to tak odbieram. Jestem jednak ciekawa dalszych przygód Chyłki i Oryńskiego, dlatego jeśli trafi się okazja, z pewnością sięgnę po kolejne tomy serii.
Samo rozwiązanie sprawy, jak to już chyba na Mroza przystało, trąci nieco abstrakcyjnością. W zasadzie cała fabuła i splot wydarzeń wydawał mi się momentami naciągany. Nie chcę jednak mówić, że sens tej powieści stanął pod znakiem zapytania, tak jak to było w przypadku chociażby "Hashtagu"... Bo patrząc na to, w jaki sposób ostatnio wypowiadam się o książkach, zostanę chyba naczelnym hejterem literatury w blogosferze 😉. Ale nie sposób nie zauważyć, że książki Mroza mają w sobie ten pierwiastek nieracjonalności - przynajmniej ja to tak odbieram. Jestem jednak ciekawa dalszych przygód Chyłki i Oryńskiego, dlatego jeśli trafi się okazja, z pewnością sięgnę po kolejne tomy serii.
Inne książki Mroza w mojej opinii: KLIK
Mroza czytałam tylko ,,Nieodnalezioną", która średnio mi się podobała. Ale mam chęć na tę serię o Chyłce ;)
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam od "Hashtagu", potem były "Listy zza grobu" - w obu końcówki zaburzyły mi całokształt ;P. Były totalnie abstrakcyjne. Z kolei serię political fiction Mróz też zakończył w mojej opinii dość słabo. Generalnie zauważam właśnie tendencję do kiepskich zakończeń u tego autora...
UsuńPozdrawiam!
Studentki prawa, łączmy się! :D U mnie na wydziale nie jest to popularna seria, a może po prostu nikt się nie przyznaje ;) Mnie akurat charakter Chyłki denerwuje (apogeum osiągnęła w trzeciej części), a Zordona bardzo lubię. Masz rację z tymi zakończeniami, tez zauważyłam, że u Mroza wszędzie napisane są w podobny sposób. Za mało wytłumaczone, trochę miałkie, zbyt irracjonalne, niektóre pisane jakby na szybko albo na siłę, aby bardziej zaskoczyć czytelnika - co nie zawsze wychodzi na dobre.
OdpowiedzUsuńIdealnie ubrałaś moje wrażenia w słowa. Poziom abstrakcji epilogów w niektórych jego książkach jest czasem aż nie do uwierzenia XD.
UsuńA, no i pozdrawiam oczywiście również koleżankę studentkę :).
Usuń