środa, 20 lutego 2013

Łukasz Grass "Trzy mądre małpy" (audiobook)

Autor: Łukasz Grass
Tytuł: Trzy mądre małpy
Wydawnictwo: Ateria Sp. z o.o.
Czas trwania: 285 min

Kolejny audiobook, którego miałam okazję posłuchać, określany jest hasłem Polska odpowiedź na książkę Harukiego Murakamiego - "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu". Nie miałam okazji czytać żadnej powieści japońskiego pisarza, więc tej wyżej wspomnianej tym bardziej, ale z tytułu wnioskować mogę, że jest to książka... o bieganiu. (Ach, jakaż ja spostrzegawcza! ;-))

Trzy mądre małpy to książka także traktująca o bieganiu, choć nie tylko. Autor początkowo opisuje swoje dzieciństwo, gdy chciał być sportowcem, potem komentatorem sportowym. Pierwsze rozdziały mogę porównać do felietonu - tu autor wykłada swoje opinie na przykład o mediach, w których pracował. Łukasz Grass pisze o nich, ich roli i tym, jaki mają na nas wpływ. Włączamy telewizor i słuchamy o tragediach, o których nierzadko nie chcielibyśmy słyszeć. Otwieramy gazetę i czytamy o sensacjach robionych z byle czego. W tej kwestii zgadzam się z autorem. Jeśli chodzi o język, to autor nie stroni od wulgaryzmów, ale ogólnie w odbiorze jest dosyć lekki, z czego bardzo się cieszę. Dlaczego? A wyobraźcie sobie książkę, której słuchacie, pełną wyniosłych wyrażeń i specjalistycznego języka. Zapewne wyłączylibyście nagranie już po kilku minutach.

Głównym zagadnieniem, jaki porusza w swojej książce Łukasz Grass, jest sport. Z naciskiem na bieganie, pływanie i jazdę na rowerze. Już wiecie, jaka dyscyplina łączy w sobie te trzy, wyżej wymienione? Tak, tak. To triathlon. Wiele razy o nim słyszałam i czytałam. Że wyczerpujący, że dla twardzieli i że trzeba mieć naprawdę żelazny organizm, by dotrwać do mety. No i tu się nie dziwię. Bo żeby przepłynąć 3,8 km, pokonać rowerem 180 km, a potem jeszcze pobiec 42 km (to długości charakterystyczne dla Ironmana, siódmego w kolejności dystansu triathlonowego), trzeba być w niesamowitej kondycji. Ja odpadłabym już po pierwszych stu metrach biegu. Nie, nie żartuję. Inna sprawa, że ze względu na problemy zdrowotne, nigdy nawet nie mogłabym wystartować w podobnych zawodach, nawet na mniejszym dystansie (ot, chociażby Super Sprinterskim, czyli tym najkrótszym).

Trzy mądre małpy to książka niezła, ale na dłuższą metę wydała mi się nudna. Ciągłe słuchanie o bieganiu, pływaniu, jeździe rowerem w końcu sprawiło, że nie dosłuchałam audiobooka do końca. A słuchanie też nie było łatwe, bo głos lektora, Bartłomieja Topy, chwilami był tak monotonny, że oczy mi się kleiły... A tego pana jako aktora lubię, wobec czego ta monotonność w jego głosie była dla mnie nie lada zaskoczeniem. Oj, panie Bartku, mógł się pan bardziej postarać!

Przede wszystkim jednak książka ta naprawdę inspiruje. Kolokwialnie mówiąc, daje kopa w tyłek, by wreszcie ruszyć się z kanapy, włożyć dres i... pobiec. W siną dal. Gdzie nogi poniosą. Zalety? Lepsza kondycja, szczuplejsza sylwetka, zdrowie - zarówno fizyczne, jak i psychiczne...

A ja pobiegam, serio. Tylko niech się trochę ociepli! ;)

Za możliwość przesłuchania audiobooka bardzo dziękuję serwisowi Audeo.pl!


czwartek, 14 lutego 2013

"Barça Toons. Mistrzowie! Drużyna Marzeń"

Autor: praca zbiorowa
Tytuł: Barça Toons. Mistrzowie! Drużyna Marzeń
Wydawnictwo: Sine Qua Non 2012
Ilość stron: 44

Futbol Club Barcelona. Drużyna znana i podziwiana, od lat tocząca piłkarską wojnę z innym hiszpańskim klubem - Realem Madryt. I choć moje serce od paru już ładnych lat należy do Galacticos, to lubię czasem obejrzeć mecz Barçy, żeby... zobaczyć, czy ktoś im dokopie ;-) Haha, to był akurat żart. Nie czuję wielkiej nienawiści do tego klubu, może dlatego, że lubię niemal całą piłkarską reprezentację Hiszpanii.

A dziś będzie o innej reprezentacji. Oto komiksowa historia FC Barcelony, którą wydawnictwo Sine Qua Non przygotowało dla najmłodszych kibiców tego klubu. Co w niej znajdziemy? Przede wszystkim mnóstwo kolorowych rysunków. Nie brak tu także fotografii przedstawiających założycieli klubu, stadion czy zawodników. Komiksowe wersje tych ostatnich są jak żywe - wystarczy spojrzeć na rysunkowego Piquè czy Puyola.

W książce znajdują się też strony, na których na pierwszy rzut oka wydaje się, że zamieszczone są sylwetki barcelońskich piłkarzy. Są to jednak tylko ich rysunkowe wersje, a zamiast informacji o zawodnikach, mamy wyjaśnienia typowych piłkarskich terminów (czyli co robi pomocnik czy napastnik, co to jest rzut różny itp.) i krótki opis ich taktyki gry na boisku. Mimo że spodziewałam się właśnie sylwetek zawodników, uważam, że taki mini słowniczek również jest przydatny - mali miłośnicy piłki nożnej będą mogli nauczyć się podstawowych pojęć związanych z tą dyscypliną sportu.

Atutami wydania są również śliski papier, twarda lakierowana okładka i to nasycenie kolorów! Dzięki tej książce sama wiele dowiedziałam się o FC Barcelonie. Muszę też wspomnieć, że tu i ówdzie na obrazkach znajdziemy... hiszpańskie wyrażenia. Dobry sposób na naukę... Szkoda tylko, że nie są przetłumaczone... Mój wewnętrzny leń nie pozwala mi nawet sięgnąć po słownik, by sobie to i owo przełożyć na język polski ;-)

I wiecie, co? 

Ja chcę taką samą książkę, ale o Realu Madryt!

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.


wtorek, 12 lutego 2013

Elizabeth Chandler "Pocałunek anioła"

Autor: Elizabeth Chandler
Tytuł: Pocałunek anioła
Wydawnictwo: Dolnośląskie 2012
Ilość stron: 224

Istnieją książki ambitne - takie, które pamięta się długo po przeczytaniu, które zmuszają do refleksji. Są też i książki lekkie, zwykłe czasoumilacze, które służą zapełnieniu luki między kolejnymi naprawdę zasługującymi na uwagę pozycjami. Pocałunek anioła według mnie na pewno nie kwalifikuje się do pierwszej kategorii. Ale mam problem z umiejscowieniem go w tej drugiej. Bo tak właściwie to nie wiem, co powiedzieć o tej książce...

W otwierającym cykl Pocałunek anioła tomie o tym samym tytule, mamy do czynienia z utartym już schematem - zwykła dziewczyna i niezwykły chłopak. Gwoli wyjaśnienia, chłopak niezwykłym staje się dopiero po śmierci, ale nie będę zdradzać zbyt wiele. Ivy - urodziwa i utalentowana nastolatka spotyka się z Tristanem (ach, cóż za romantyczne imię!). Ten jednak ginie w wypadku. Dziewczyna nie może poradzić sobie ze stratą i mimo że do tej pory ogromnie wierzyła w obecność i pomoc Aniołów, po tym wydarzeniu traci w nie całą wiarę. Jednak jest ktoś, komu bardzo zależy na tym, by Ivy odzyskała swoją wiarę...

Pocałunek anioła to z jednej strony pozycja mocno infantylna. Widać niedopracowany warsztat pisarki, niedociągnięcia językowe i, ogólnie rzecz biorąc, bałagan stylistyczny. Oprócz tego razi w oczy ciężkostrawny w odbiorze język. Dialogi, którymi posługują się bohaterowie, w większości zamiast napędzać akcję, sprawiały, że po prostu się irytowałam. Co jeszcze mogę rzec? Z natury nie czytam romansów - od przesytu czułości człowiekowi może zrobić się niedobrze. Na szczęście w tej książce nie było akurat z tym tak źle. Natomiast najbardziej przyczepię się do bohaterów. Słabych, nudnych, szablonowych, wtopionych w tło, kompletnie bez charyzmy... Wyliczać dalej? Chyba nie trzeba. Owszem, znalazło się parę wyjątków, którzy nadali tej książce charakteru (jak Gary, Will czy Lacey) i to dzięki ich nietuzinkowym osobowościom niniejsza pozycja nie musi zostać zaszufladkowana jako "Książka, w której ani jeden bohater nie wyróżnia się kompletnie niczym". A mogłaby.

No dobrze, ale czy naprawdę w całej tej niewiele ponad dwustu-stronicowej powieści nie znajdzie się nic więcej pozytywnego, niż tylko garstka postaci z charakterem? Okej, okej, muszę przyznać, że na szczęście istnieje jeszcze druga strona medalu. Bo trudno wylewać kubeł pomyj na książkę, która momentami jest naprawdę interesująca. Że chwilami irytuje - to fakt. Że czasem przytłacza swoją infantylnością - to też prawda. Ale jednocześnie wciąga i porusza ciekawy temat Aniołów. Jeśli pozbyć by się tych wszystkich nudnych wstawek, niczym nie wyróżniających się bohaterów i irytujących dialogów, powstałaby naprawdę świetna książka. I może nawet kwalifikowałaby się do ambitnych lektur - przecież skoro traktuje o Aniołach, to równocześnie zmusza do refleksji nad samym sobą i ludzkim życiem. I o tym, co dzieje się z nami po śmierci. Jednak przez powyżej wymienione słabe strony tej książki, stała się ona banalną pozycją z gatunku paranormal romance. I trafiła na półkę z literaturą dla młodzieży.

Dam piątkę na zachętę - zobaczymy, co będzie dalej. Gdybym miała krótko podsumować Pocałunek anioła, rzekłabym, że to kolejna książka z niewykorzystanym potencjałem. Ach, ileż ich już było...

poniedziałek, 4 lutego 2013

Hanna Maria Giza "Dziennik trójkowej Bridget Jones, czyli Brygidy Janoskiej"

Autor: praca zbiorowa, red. Hanna Maria Giza
Tytuł: Dziennik trójkowej Bridget Jones, czyli Brygidy Janoskiej
Wydawnictwo: Zysk i S-ka 2002
Ilość stron: 188

Bridget Jones to postać powszechnie znana i... chyba lubiana, z tego, co mi się wydaje. Bohaterka stworzona przez Helen Fielding od razu została ciepło przyjęta przez czytelników... a konkretnie tych płci żeńskiej. Trudno się dziwić. Problemy miłosne, nadwaga, nałogi - tematy bardzo na czasie i choć 'Dziennik...' został wydany w 1996, to wciąż nie stracił na swej aktualności. Sama miałam przyjemność czytać obie książki (dla zainteresowanych - recenzje odpowiednio tutaj (część pierwsza) i tutaj (część druga), oglądałam również filmy.

Tym razem jednak nie o Bridget Jones będzie mowa, ale o... Brygidzie Janoskiej, lat 28, zamieszkałej w Poznaniu. O kogo chodzi? O bohaterkę polskiej wersji dziennika, po który niedawno sięgnęłam. Nie zamierzam go oczywiście oceniać przez pryzmat oryginalnej powieści, potraktuję Dziennik trójkowy jako osobną lekturę.

Nie spodziewałam się fajerwerków po tej książce, i tak się stało. To powieść lekka, idealna na wolny wieczór. Perypetie Brygidy Janoskiej są zabawne, momentami na głowę prawie trzydziestoletniej kobiety spada tak wiele kłopotów i obowiązków, że wydawać się mogło to niemożliwe... Nasza bohaterka kupuje beżowe buty, których i tak nie będzie nosiła, bo nie lubi tego koloru, wsiada do autobusu za przystojnym facetem, mimo że nie ma biletu, umawia się na randki przez Internet. Brygidzie towarzyszą jej znajomi z pracy i... paru adoratorów ;-) Jest jeszcze mama głównej bohaterki, która próbuje wyswatać córkę z przystojnym doktorem, choć ten jest jednocześnie narzeczonym przyjaciółki wspomnianej córki.

Jak już pisałam, książka raczej nie powędruje na półkę przeznaczoną dla tych bardziej ambitnych lektur (od razu uprzedzam, że nie, nie mam takiej ;-)) - plasuje się bowiem wśród umilaczy wolnego czasu i stanowi niezłą rozrywkę. Przy okazji, wszystko tu jest autentyczne, wzięte z życia - podczas czytania, wielokrotnie unosiłam brwi i myślałam: "Skąd ja to znam..." Nawiązując jeszcze krótko do oryginalnego dziennika - forma jest bardzo podobna, a czytając niniejszą książkę, trudno nie porównywać jej z pierwowzorem. Może gdyby nie napis na okładce "Polska Bridget Jones", nie zauważyłabym tego podobieństwa (choć w którymś momencie mogłoby pojawić się to skojarzenie)... Mimo tego, spędziłam miły czas z tą książką. Za humor, szczerość i lekkość - siódemka!

PS Wracając do tej oryginalnej Bridget - słyszeliście, że jesienią ma zostać wydana trzecia część Dziennika?